Zanim tu przyjechałam, Stambuł
kojarzył mi się z beztroskim spacerem po dzielnicy Sultanahmet, sprintem po
pałacu Dolmabahçe. Z wariatami za kierownicą, którzy w deszczowy dzień potrafią
z rozpędem wjechać w kałuże i z całej siły ochlapać pieszego, nic sobie
zupełnie z tego nie robiąc. Z
nieopisanym poczuciem ekscytacji w momencie, kiedy usłyszeć można
nawołującego do modlitwy muezzina.
W którą stronę popłynie patyk wrzucony
do cieśniny Bosfor? – spytał na klasówce z geografii irytujący
nauczyciel.
Stambuł.
Pierwsze skojarzenia, pierwsze wrażenia.
Przyjeżdżasz tu i piejesz z zachwytu. Wzdychasz do zachodzącego nad Bosforem słońca. Pływasz promem w tą i z powrotem, ciesząc się jak dziecko (ojej, jestem w Europie! ojej, to już Azja!). Pochłaniasz w ekspresowym tempie małże z ryżem, o których opowiadali kiedyś rodzice. Szukasz na straganie słynnych marmurkowych jeansów.
Niby
takie duże miasto, prężna gospodarka i pracujący na najwyższych obrotach plac
budowy, a ty kręcisz się po utartych turystycznych szlaczkach i chłoniesz oklepany
Orient: mistycyzm, dywany, lampy z tykwy. I te meczety. Mewy latają lirycznie
nad głową. Bywa, że są to, niestety, jakże mniej liryczne gołębie.
Z czasem Stambuł przestaje kojarzyć się z wąsatym mężczyzną we wzorzystym swetrze, a zaczyna z mężczyzną brodatym. Takim bardziej w typie drwala niż pociesznego wujka.
Nie
ulega wątpliwości, że na zawsze kojarzyć się będzie z jednym, a właściwie: tym
jedynym. Atatürkiem.
*
Jeżeli zostaję w domu to piję wino
albo sprzątam, albo sprzątam pijąc wino.
Cokolwiek bym nie robiła kieliszek
wina w ręku zawsze mam.
Sobotni stambulski wieczór spędzam
sprzątając restaurację, potem w domu przed komputerem plus jakaś książka. I na
szklaneczkę czerwonego wina czas też się znajdzie.
W
sobotni wieczór Polak-stambulczyk nie widzi się bez lampki wina.
Oby
czerwone. Oby lampka, a nie butelka. I oby na zdrowie.
*
Na
niedzielne popołudnie… dwie skrajne strategie.
Chowam się w domu przed natłokiem
niedzielnych zakupowiczo-spacerowiczów.
Spaceruję po jakiekolwiek dzielnicy
Stambułu, byle nie mojej własnej, bo zawsze od razu czuję się jakbym była na
urlopie, w dodatku za granicą.
Większość
w tłoczno-niedzielnych okolicznościach przyrody barykaduje się w czterech
ścianach lub wyjeżdża poza miasto – w miarę możliwości tam, gdzie nie dociera
turystyczna noga. Jeśli są jeszcze takie miejsca… Może las Belgradzki? O
Wyspach Książęcych nie ma mowy. Tam czeka najazd turystów z Arabii Saudyjskiej.
Też można poczuć się jak na wakacjach. Za granicą.
*
Rozstanie:
Kiedy widzę się tu za dziesięć lat…
obawiam się, że mogę być znowu turystką, odwiedzającą Stambuł tylko na chwilę,
gdzieś z doskoku. Pewnie będę wtedy zaabsorbowana robieniem jakichś szalonych zakupów
(typu przyjazd na zakupy ciężarówką, do której będę pakować kafelki, tonę
baklawy, jakieś gadżety ze sklepu Paşabahçe i zapas butelek z figową wodą kolońską),
mając nadzieję na to, że będę mogła w taki sposób nasycić się miastem na zapas.
…
i stabilizacja:
Marzy mi się, że w końcu uda nam
się nazbierać na maleńki domek z ogródkiem na Burgazada, w którym będzie zawsze
pachniało świeżo pieczonym chlebem i ciastkami. A my wieczorami będziemy
siedzieć na werandzie z widokiem na Stambuł i popijać wino.
*
Nawet
po wieloletniej wprawie w stambulskich bojach trudno znieść trzepanie dywanów z
okien (chociaż prosi się sąsiadów, by tego nie robili). Wyrzucania śmieci gdzie
popadnie. Domów bez ładu i składu, mieszkań-muzeów.
Tego,
że nie można w spokoju dokończyć piwa, bo już chcą zabrać (ci źli kelnerzy).
Deseru
tavuk göğsü (mlecznego puddingu z piersią kurczaka).
Kłamania
z rozpędu.
Niepowtarzanej
tureckiej ciekawości: intymnych pytań, nawet na rozmowie o pracę. I tym
podobnych kwiatków od przypadkowych osób.
Nigdy nie przyzwyczaję się do… dziwna
sprawa, ale przyzwyczaiłam się już chyba do wszystkiego, nawet do tej niepewności
i wariactwa na co dzień. Teraz mam raczej obawy związane z tym, jak to będzie,
kiedy zdecyduję się wyjechać ze Stambułu, w jaki sposób będę mogła się przestawić
na inne miasto, w którym na pewno będzie większy ład i porządek. Chyba, że moim
kolejnym przystankiem będzie miejsce typu Bombaj albo Szanghaj...
*
Wyjadę
stąd, jeśli…
Przestanę czuć przyjemność z
przepływania Bosforu (uśmieszek).
Znajdę porównywalny chaos gdzieś
indziej (uśmieszek).
Wybuchnie wojna lub będzie trzęsienie
ziemi, które przeżyję (uśmieszek).
Marzenie o Stambule po latach zostało zrealizowane, więc może czas pomyśleć nad zmianą, by móc skupić się na planach na przyszłość bez tych dodatkowych stambulskich doznań…
*
Mam nadzieję, że nigdy nie wyjadę,
bo tęskniłabym za wszystkim. Nawet za tym, co na co dzień mnie irytuje.
Prawie
wszystkim brakowałoby Bosforu.
Właściwie
to wszystkim.
To
w którą stronę popłynie ten patyk?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poprosiłam 20 stambulczyków o dokończenie zdań:
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poprosiłam 20 stambulczyków o dokończenie zdań:
1. Zanim
tu przejechałem/łam, Stambuł kojarzył mi się z…
2. A
teraz raczej z…
3. Sobotni
stambulski wieczór spędzam…
4. A
w samotne niedzielne popołudnie najchętniej…
5. Kiedy
widzę się tu za dziesięć lat…
6. Nigdy
nie przyzwyczaję się do…
7. Wyjadę
stąd, jeśli…
8. A jeśli wyjadę, brakować mi będzie…
8. A jeśli wyjadę, brakować mi będzie…
Post powstał na podstawie ich ciekawych i inspirujących odpowiedzi.
6 komentarzy:
A ja myślałam, że to wszystkie Twoje myśli albo początek książki ;), równie inspirującego Nowego Roku ;)
Piękne! Wspanialego nowego roku!
wzajemnie, drogie Panie :)
Agato!
Czy postanowiłaś jednak opuścić Stambuł?
Jeśli tak,to dokąd zamierzasz sie przenieść?
Rowniez dolączam sie do zyczen- fantastycznego roku!
Sily i odwagi w sieganiu po wlasne marzenia!
Pozdrawiam
Karolka
Mam nadzieję, że wkrótce na moment po raz kolejny przyjadę do Stambułu. Trafiłam na Pani blog i od razu absolutna nowość. Figowa woda kolońska???? Jeśli na bazie liści, to o tym marzę już od wielu wielu lat.
Czy mogłabym poprosić o jakieś wskazówki? Czy to jakaś lokalna marka, jak się po turecku nazywa i, niestety, ile kosztuje butelka - tak mniej więcej? Gdyby mogła Pani podpiąć jakimś sposobem fotę butelki, po ręcach będę całować. Jakby co, mogę się zrewanżować opiniami o już przetestowanych figowych zapachach.
Figa chodzi za mną od wielu lat. Pierwszy raz poczułam ją w przyklasztornym ogrodzie w Bułgarii. Tak właśnie pachnie cień w upalny dzień.
Pozdrawiam,
Monika
mój ukochany sklep Paşabahçe, Kolonya Incir (incir to figa) https://www.pasabahcemagazalari.com/yasam/kolonya/kolonya-incir/u-1016056-17-5509
pozdrawiam! :)
Prześlij komentarz