czwartek, 1 listopada 2018

Dlaczego nie ma mnie w Stambule


Nie ma mnie w Stambule, bo jestem w okolicy Troi. Chętnie znajdowałabym się w wielu miejscach na raz: budziła na karaibskiej wyspie, po porannej kąpieli w oceanie szła do biura wypłacającego pensję w funtach, by po pracy skoczyć na wernisaż do stambulskiej galerii. Albo koncert do jazzowego baru w Londynie lub Nowym Jorku.

Jestem jednak pod Troją, gdzie galerii znacznie mniej niż w mojej dawnej stambuskiej dzielnicy. Często odbywają się tu koncerty, czasem nawet jazzowe. Nie ma mnie w wielu miejscach na raz – jestem więc w tej jednej jedynej Troi, choć konie trojańskie widziałam dwa – jeden pręży się na terenie pozostałości starożytnych ruin. Drugi – mniejszy, za to w centrum miasta, na wprost hotelu o nazwie – nomen omen Troja – brał nawet udział w filmie z Bradem Pitem. Lucky horse.

Nie ma mnie w Stambule, choć byłam tam na chwilę miesiąc temu i będę pewnie za kolejny, bo nie mogę usiedzieć długo w jednym miejscu. Szkoda, że pracuje się regularnie, od-do, zamiast wtedy, gdy ma się czas, energię i ochotę. Ja na przykład mam je często, jeśli robię sobie krótkie przerwy od rutyny. Znudzone powtarzalnością dziecko kombinuje: może chociaż w drodze powrotnej do domu wejść na to duże drzewo? Zgadzam się z tym dzieckiem, i swoim wewnętrznym dzieckiem również.

Trzeba czasem wdrapać się na drzewo, a nawet spektakularnie z niego spaść, żeby zobaczyć pozornie dobrze znany świat z innej perspektywy: liściastej korony, potłuczonego tyłka. Tylko komu chce się tak eksperymentować? Nikt za to nie głaszcze, przynajmniej na początku. Na nagrodę trzeba sobie ciężko zapracować, czasem nigdy się jej nie dostanie – przynajmniej w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Trzeba samodzielnie ją zdefiniować, rozpoznać i zdobyć – niezależnie od tego, czy rozentuzjazmowany tłum klaszcze, czy wychodzi z naszego przedstawienia ziewając.

Siedzę więc w towarzystwie trojańskiego konia i oboje zastanawiamy się, na jak długo lokalna cieśnina zastąpi mi Bosfor. Koń twierdzi, że wytrzymam do września. Jeśli przegram zakład, mam napisać o nim osobnego posta na blogu. Trzymajcie kciuki.