sobota, 18 kwietnia 2015

Turcja. Półprzewodnik Obyczajowy: reaktywacja


CO?
Turcja. Półprzewodnik Obyczajowy wraca w nowej, wiosennej odsłonie.
W Alanyi mamy już lato, Stambuł wreszcie pożegnał się z zimą. Czas na zmiany!


JAK?
Zapraszamy chętnych do finansowego wsparcia naszej (mojej i Agaty z bloga TUR-TUR) książki. Publikujemy ją tym razem na własny koszt, bez udziału wydawcy, dlatego pomoc fanów będzie więcej niż mile widziana.

Półprzewodnik opowiada o tureckich obyczajach i życiu codziennym, napisany jest z perspektywy Agaty żyjącej w Alanyi oraz mojej. Poruszamy – pół żartem, pół serio – wiele rozmaitych tematów, pisząc trochę o swoich doświadczeniach życia na tureckiej ziemi jak i obserwacjach, jakich dokonałyśmy. Niektóre z tekstów powstały na naszych blogach, inne napisałyśmy specjalnie na potrzeby książki.


Każde wsparcie za minimum 10 zł oznacza, że wysyłamy Wam pocztówki z Turcji (ze Stambułu i Alanyi) – z pozdrowieniami, życzeniami, wierszami – co nam tylko przyjdzie do głowy/głów :)

Każde wsparcie za minimum 50 zł oznacza, że po wydaniu książki wysyłamy darczyńcy jeden jej egzemplarz. Oraz wspomniane stambulsko-alanijskie pocztówki :)

Zainteresowanych większymi wpłatami (np. w zamian za reklamę firmy na łamach publikacji) zapraszamy do kontaktu na priv.

Projekt wspierać można wpłacając kwoty na konto PayPal:



lub na konto dotpay: 
(wystarczy wpisać dowolną kwotę i kliknąć przycisk z podziękowaniami)



Ponieważ same zajmiemy się również promocją i dystrybucją książki, jesteśmy otwarte na propozycje spotkań autorskich oraz patronatów.


KIEDY?
Drugą, uaktualnioną edycję planujemy wydać w czerwcu.


GDZIE?
Półprzewodnik będzie można zamówić między innymi na łamach moich tureckich kazań, przez bloga Agaty (TUR-TUR) oraz biuro Alanya Online. W planach również wydanie audiobooka (czytają autorki!) oraz ebooka.

Ale o tym… dopiero za kilka tygodni. Na razie dziękujemy wszystkim chętnym za wsparcie finansowe i duchowe!

Niech moc Oka będzie z Wami! ;)


piątek, 17 kwietnia 2015

Ata-şehir: miasto przodków, miasto przyszłości


Osiedla na osiedlach, jak sen szalonego cukiernika. Nieprzystające elementy pozornie kruchej, a w rzeczywistości bardzo stabilnej układanki. Podoklejane, posklecane w nieładzie. Mieniące się w promykach słońca fragmenty mozaiki-kalejdoskopu. Połamane, powyginane w szalonym tańcu miejskiej dżungli. A w tym wszystkim wyszarpany skrawek zieleni: drzewo pośrodku chodnika, w betonowej wyrwie. Nie byłoby współczesnego Stambułu bez betonu – ten leje się tu na potęgę.

W miejsce pustyń wyrastają kolejne zbiorowiska-blokowiska. Dla bogatych – blisko Morza Marmara, z widokiem na Wyspy Książęce. Na równo przyciętych, zielonych trawnikach. Oddalone od centrum (jednego z centrów?), ale z dogodnym dojazdem do pracy. Basenem zamkniętym. Siłownią. Salą fitness. Małą galerią handlową. Te najdroższe nie straszą z daleka – są zwykle kilkupiętrowe.

Dla mniej zamożnych – oddalone od wody, ale znacznie wyżej chmur, więc widok nadal przyzwoity. Z basenem już „tylko” otwartym, dla wszystkich mieszkańców okolicznych bloków. Plus całą resztą typowo osiedlowych luksusów.

Dla „zamożnych normalnie” – bez morskich widokówek, często na krańcach miasta. Oczywiście jest tu ogrodnik, który podleje chryzantemy. I dozorca przynoszący pod same drzwi gorący chleb z pobliskiej piekarni. Za oknem jednak okna sąsiada, autostrada lub kilka osiedlowych drzewek na tle odległych wzgórz. To obrzeża, które w coraz szybszym tempie zbliżają się do centrum. Tym szybciej, im więcej nowych linii metra. A te budują się w tempie znacznie bardziej imponującym niż warszawskie.

Ata oznacza przodka. Şehir to miasto. Ataşehir to znacznie więcej niż osiedle – olbrzymie zbiorowisko osiedli. Osiedlowe miasto w mieście położone w azjatyckiej części Stambułu. Mnóstwo tu wieżowców, oddziałów dużych firm i międzynarodowych koncernów. Ale przede wszystkim mieszkań dla prawie 100 tys. przedstawicieli tureckiej klasy średniej. Tych, którzy gigantyczne osiedla sobie cenią.
Ataşehir. Stambuł przyszłości?



czwartek, 9 kwietnia 2015

O ulubionych kwiatkach


W drodze na lotnisko obsiane kwiatami chodniki, aleje, parki. Za chwilę pojawiają się billboardy: Stambulski Festiwal Tulipanowy, 1-30 kwietnia, zapraszamy!
W tym roku zapraszają już po raz dziesiąty.

Wiosną tulipanów pełno nie tylko w największych stambulskich parkach, ale też małych „parczkach” (na wyrost tak nazywanych), na chodnikach i wszelkich zieleniących się skrawkach. „Do parku Emirgan wybiorę się za rok” pada ta sama od kilku lat obietnica. Oto, co mnie omija:






W parku Emirgan byłam sześć lat temu (zdjęcia z tamtej wizyty). Od fantazyjnych tulipanowych wariacji mogło zakręcić się w głowie jak po teledysku Lucy in the Sky with Diamonds. Ludzi prawie tyle, co tulipanów – cóż, stambulska słoneczna niedziela… Mimo tłoku i ścisku wszyscy traktowali delikatne kwiatki niemal z namaszczeniem. Nawet wychowywane bezstresowo tureckie dzieci nie skakały po grządkach, nie rwały z pasją listków. Pary całowały się z tulipanami w dłoniach, uśmiechnięte rodziny fotografowały dumnie na tle kwiecistych dywanów. I tylko czasem ktoś marudził, że „woli na tle różowych, bo mu bardziej pasują do sukienki”. Albo że „nie chce mu się targać cebulek stąd, takie same mogą przecież kupić w markecie naprzeciwko domu, co za różnica…”.
Skąd się wzięło tulipanowe szaleństwo?


Tulipanowe korzenie

Z jakim krajem kojarzy się tulipan? Jakiego kraju jest symbolem?
Jeden z tureckich dziennikarzy pytał kiedyś o to stambulskich turystów. Odpowiadali zgodnie: Holandią. Holandii.

Oficjalne logo Turcji z rządowej strony: www.kultur.gov.tr

W XVI wieku tulipany sprowadzono do Holandii z Turcji. I tak się jakoś złożyło (zapewne dużo lepszy marketing), że robią tej drugiej reklamę do dziś.

Jeden z osiemnastowiecznych okresów w historii Turcji nosi nawet nazwę „Ery Tulipanowej”, ery radości i pokoju. Wtedy to „tulipanowe logo” zaczęło pojawiać się masowo w dekoracjach, strojach, wzorach dywanów. Do tego nazwa tulipan wywodzi się z tureckiego słowa turban. Patrząc wcześniej na tulipany nie dostrzegłam turbano-podobieństwa…

Turyści pytani o to, co powinno symbolizować Turcję, odpowiadali: most bosforski, meczet, szklaneczka z herbatą… Bo pary tulipan-Holandia nie da się już chyba rozdzielić...


Dziesiąty festiwal

Co roku ta sama myśl: tak, teraz już na pewno wpadnę do jednego z największych stambulskich parków, w których każdej wiosny zasadzane są miliony (!) cebulek.

Lecę więc do Polski na Wielkanoc, wracam po świętach, idę do pracy, wyczekuję soboty… 
I każdego kwietnia ten sam dramatyczny epilog: przed weekendem zrywa się brutalna burza, dewastująca delikatne tulipanowe płatki...

Nic to.
Następnym razem.
Za rok.

Obudził mnie dziś łomoczący o szyby deszcz. W pierwszej chwili pomyślałam: fajnie, taras umyje się sam. Po chwili jednak dotarła groza niepozornego z pozoru zdarzenia. Zaczęłam wsłuchiwać się dokładnie w burzowe dźwięki… Bez paniki, moje ulubione kwiatki nie są z cukru i takie podlewanie wytrzymają… W końcu, po tylu latach wiosennych ulew, musiały powstać jakieś ulepszone, wichuro-odporne gatunki… Prawda?

Oby kwietniowej tradycji nie stało się w tym roku zadość.


Wpis dedykuję Mamie, która obchodzi dziś urodziny.