Jestem blogerką z szablonem wersja
prosta super light, bo nie lubię jak mi co lata przed oczami albo mieni się nie
wiadomo dlaczego. Ma być tekst i fotografia, najlepiej artystyczna. Dinozaur
blogosfery, prawdziwy biały kruk. Oklaski.
Instagrama używam od lat niecałych trzech – czego
spodziewać się po kimś, kto założył fejsbukowy fanpejdż bloga po prawie
dekadzie pisarskich na nim uzewnętrznień. Mniej więcej w momencie, w którym okazało
się, że fejsbuk jest passé.
W zaistniałej sytuacji nie wypada mi po raz
kolejny prezentować wyspy w kolorach tęczy o smaku lodów owocowych. Nie
będzie więc towarzyszących przy kotlecie kotków ani rzucających się na mnie na
plaży piesków (dających znak, że należy udać się na ratunek delektującym się
kąpielą właścicielom). Po pierwsze dlatego, że nie ogarniam takiego nagrywania
w akcji (zanim wyciągnę z torebki telefon...). Poza tym wydaje mi się, że
tysięczne zdjęcie czworonoga nikogo nie zainteresuje (wbrew temu, o czym
świadczą kocie video-statystyki). Co zrobić, wychowałam się w czasach nieinternetowych.
Prezentuję w związku z powyższym dramatyczne
ujęcia wyspy (wzbogacone foto filtrem o nazwie –jakżeby inaczej – dramatic), gdy ubiegłego tygodnia na kilka
godzin zasnuły ją chmury (kot tym razem bez premedytacji).