Morska woda karmi naszą skórę – składniki mineralne przenikają ją głęboko, działając kojąco i doskonale oczyszczając. Stymulują metabolizm, poprawiając ukrwienie i nawilżenie, stan włókien kolagenu oraz elastyny. Dzięki morzu młodniejemy więc nie tylko psychicznie, wypoczywając, ale też fizycznie – jego słona woda odejmuje lat, wzmacniając elastyczność skóry, wygładzając ją i zwyczajnie lecząc. Ma więc dobroczynny wpływ nie tylko na piękno, ale też zdrowie – zwłaszcza zimna kąpiel o poranku, która dodatkowo przyspiesza i tak już pobudzony pływaniem metabolizm.
Najlepiej poczuć jak ciepłe jest morze skacząc wcześniej do lodowatej rzeki. Gwałtowne zanurzenie się w niej powoduje wręcz fizyczny ból – skóra piecze, ale tylko przez krótki, ostry moment. Po chwili czujemy się sparaliżowani, odczuwając jednocześnie przyjemne mrowienie, które będzie nam towarzyszyć podczas całej wodnej przeprawy.
Płyniemy, a właściwie suniemy z wartkim nurtem, mijając kaczki, żółwie, niekiedy łódki pasażerskie – na te ostatnie lepiej uważać, choć rzeka jest na tyle szeroka, że pomieści wszystkich chętnych. Najlepiej wyjść na brzeg, gdy woda zwalnia na zakręcie, przy kolejnym pomoście. Można oczywiście dopłynąć aż do samego jej ujścia i znaleźć się w ciepłym Morzu Egejskim za jednym porządnym chluśnięciem. Opcja bezpieczniejsza zakłada asekuracyjne zakończenie wodnej zabawy tam, gdzie robią to tubylcy.
Na lądzie czujemy od razu kojące ciepło gorącego powietrza, jakby troskliwa ręka otuliła nas kaszmirowym kocem, chroniąc przed nieubłaganym przeziębieniem. Zanim dotrzemy do punktu wyjścia, czyli kolejnego skoku, skóra zdąży wyschnąć, a my będziemy wręcz marzyć o ponownym zanurzeniu w pozornie tylko wrogim nurcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz