Słońce
i mały mróz, w ciągu dnia pewnie będzie już bardzo blisko zera, a pod wieczór
śnieg zacznie topnieć. Z takim nastawieniem można iść w skórzanych,
nieocieplanych butach, które po wielu godzinach spaceru Doliną Gołębi, Miłości
i kilkoma innymi, zmienią się w zamrażarkę dla stóp.
Te
położy się wieczorem na soba, czyli
tradycyjnym tureckim grzejniku, na którym można też postawić kubek grzanego kapadockiego
wina Turasan. W skalnym hotelu-jaskini
będzie wyjątkowo ciepło, bo soba to
nie byle co, wino nie byle jakie, do tego kot ankarski z długą, białą sierścią,
wskoczy na nogi i ogrzeje kolana.
Ale
żeby na to wszystko zasłużyć, trzeba najpierw porządnie zmarznąć. Dziewiąta rano,
marsz od razu po śniadaniu, żadnych turystów na trasie. Nawet szturmujący zimą
Kapadocję Japończycy wolą spędzić miło czas nad turecką herbatą dolewaną hojnie
przez pracowników lokalnych pensjonatów. Park krajobrazowy Göreme wyludniony – można wyobrazić
sobie, że jesteśmy uciekinierami chowającymi się w skalnych labiryntach. Idealna
sceneria na mroczny thriller w śnieżnej scenerii.
To
jednak dopiero po zachodzie słońca – na razie ostry błękit nieba razi oczy,
promienie odbijają się od czystej bieli. Nawet zwolennicy wakacji pod palmą muszą
docenić bezdyskusyjne piękno księżycowej krainy leżącej w centralnej Anatolii.
Bo ono właśnie wali po oczach, jak ten błękit. O, tak:
3 komentarze:
Piękna ta Kapadocja w zimowej pierzynce :)
Ale tam cudnie zimą :) Szkoda, że nie mogę teraz tam być! :)
ja bym chętnie zamieszkała w takiej jaskini ;)
można "przenieść" się tam na chwilę oglądając "Zimowy sen" (chwilę raczej dłuższą, bo film trwa trzy godziny ;)
Prześlij komentarz