czwartek, 26 stycznia 2017

Stambuł 24/7, czyli zwyczaje kulinarne ulicy


W grudniu i styczniu blogerki z Klubu Polki na Obczyźnie piszą codziennie o ciekawych kulinarnych zwyczajach w swoich nowych ojczyznach. Było już o ciekawostkach tureckiej kuchni ogólnie, na blogu TUR-TUR, Mucha w Sieci oraz Turcja okiem nieobiektywnym. Dzisiejsze Tureckie Kazanie to perspektywa gastronomii stambulskiej, czyli wystawionego na ulicę stołka, bo – jak wiadomo – to na nim często żywi się miasto :)

Stambuł to gastronomiczny zawrót głowy, turecka kuchnia w pigułce. Długa i smaczna wyliczanka dla spragnionych kulinarnych doznań, misz masz smaków i zapachów potraw z siedmiu regionów kraju. Uczta o każdej porze dnia i na każdą kieszeń – szczególnie, jeśli uczta to uliczna...



Od świtu do zmierzchu

W tygodniu: śniadanie w biegu lub w pracy, kupione na szybko w piekarni obok biura – nie croissanty, lecz simit, açma i poğaça, czyli mączna trójca święta. Turecki obwarzanek (simit) przez lata ewoluował – bywa cienki i grubszy, mniej lub bardziej słony, z sezamem, z mąki razowej, pestkami słonecznika, nawet dyni. Açma, pulchniejsza, miękka siostra simita, występuje w wersji sade (samo ciasto) lub zeytinli, czyli z pastą z czarnych oliwek. Gdy potrzeba rano więcej energii – także na słodko, z czekoladą. Poğaça to bułka z nadzieniem – te kupione od ulicznych sprzedawców są mocno nasiąknięte tłuszczem, dobijają też kalorycznością nadzienia: kaşarlı lub peynirli (z żółtym lub białym serem), patatesli (ziemniaczane), kıymalı (mielone mięso). Śniadanie takie je się w biurze, do którego dociera się za późno (bo korki) – obowiązkowa herbata (bo trzeba) i kuchenne plotki (bo wypada). Praca wre od godziny 10 – a już za dwie kolejne czeka nas… lunch.

W weekendy śniadaniowa ceremonia ma się zupełnie inaczej. Menemen – lokalna wersja jajecznicy z posiekanymi drobno pomidorami, ostrą zieloną papryką i przyprawami. Chrupkie pieczywo, kilka rodzajów oliwek, półmisek serów z twardym, słonym eski kaşar z miasta Kars oraz peynirem, czyli klasycznym, miękkim białym serem. Pomidory, ogórki i smażony sucuk – czosnkowa kiełbasa, bez której nie obędzie się turecka śniadaniowa uczta. Na deser najsłodsze na świecie dżemy i przepyszny, serwowany w plastrach miód i kaymak. Wielkie śniadania z hektolitrami mocnej herbaty: w domu, z rodziną, lub na zewnątrz – z lansującym się tłumem. Lokalizacja? Tam, gdzie najwięcej zaparkowanych samochodów, najlepiej nad Bosforem, z zastawionym pasem jezdni, gdzie zrezygnowani kierowcy nie trąbią już nawet, bo wiedzą, że o tej porze dnia w niedzielę trzeba będzie swoje odstać. Do wybranych ulicznych stambulskich „śniadaniarni” ściąga bowiem pół miasta, a że miasto jest niemałe... w korku należy pomęczyć się pół godziny, kolejne pół w kolejce do stolika… Rytuał musi być. Śniadanie Króli pod gołym niebem też – odpowiednie tło dla niedzielnej fotografii okolicznościowej to wręcz towarzyski obowiązek.



Od zmierzchu do świtu

Uliczne menu ulega w ciągu dnia stopniowej transformacji: dawno już zniknęły śniadaniowe bułki, i tak jak małe knajpki z domowym jedzeniem wydały ostatnie porcje w późnych godzinach popołudniowych, tak zmieniło się jedzenie serwowane przez ulicznych sprzedawców. Teraz chętniej zje się posypany porządnie pieprzem tłusty ryż z kurczakiem i ciecierzycą – często polewany zresztą ketchupem (!) oraz majonezem (!!). Prażone kasztany to przekąska zimowa, grillowana kukurydza – raczej letnia. Balık ekmek, czyli słynną kanapkę z rybą, można już spotkać w cienkim, posypanym przyprawami lavaşu zamiast puszystego chleba – chyba w myśl zasady: mniej węglowodanów – więcej zdrowia. Ociekających lukrem słodyczy przybywa za to pod wieczór. Zresztą, coraz więcej na Alei İstiklal turystów z krajów arabskich, a co za tym idzie – sklepów z baklawą. Choć bary nie znikają – na całe szczęście sprzedawców midye dolma (małż faszerowanych ryżem i przyprawami, na które nabiera się ochoty po piwie).

Po piwach kilku idzie się na tureckie flaki, czyli işkembe çorbası. Zupa z krowich żołądków, polana octem winnym z czosnkiem, z dodatkiem żółtka z sokiem z cytryny jest podobno lekiem na każde kacowe zło – także to wywołane przedawkowaniem tureckiej anyżówki, rakı. A nawet – i na to brak już słów – popicie rakı piwem na koniec długiego wieczoru, bo ten zwyczaj chyba bezdyskusyjnie uznać można za… dziwny.

Nie ma wątpliwości, że taka barwna dekoracja zachęca do konsumpcji


Czego nie można powiedzieć o obwarzankach w popiele...



...albo maślanym króliku, który nie wiadomo, czy straszy, czy zachęca do zjedzenia kumpira, czyli pieczonego ziemniaka z nadzieniem...


Może smutna panda ma więcej szczęścia w gastronomicznym marketingu bezpośrednim?


Pikniki w parkach, na skwerach, czy nawet przyulicznych skrawkach zieleni, w oparach samochodowych spalin. Tu: piękny park Emirgan i nieodłączny element tureckiego posiedzenia na kocu: herbata... 


...która najlepiej smakuje na stambulskim promie...


...albo w gronie przyjaciół...


...którzy sprowadzą na złą drogę herbatoholizmu (çay – herbata, çaykolik – herbatoholik)



Posty wszystkich blogerek są dostępne pod linkiem zimowego projektu Klubu Polek: DZIWNE ZWYCZAJE KULINARNE
Naprawdę ciekawe, polecam!

Brak komentarzy: