Samolot to takie magiczne miejsce, w którym jesteś, a jednocześnie Cię nie ma. Chyba, że lecisz z rodziną, przyjaciółmi lub gadatliwym nieznajomym siedzenie obok.
Obowiązkowa interakcja uniemożliwia medytację.
Dla samotnych podróżnych chmury, błękit nieba, słońce zachodzące, słońce wschodzące. Niebo nad, pod, na prawo i lewo. Z każdej strony, pod każdym kątem. Dla jednych piękne, w innych wywołujące przerażenie i mdłości. Większość pewnie nie zwraca specjalnej uwagi i czyta sobie zaległą prasę lub zasypia po sowitym (jeśli dają!) posiłku, w oparach podkręconego na maksa ogrzewania.
Poczucie zawieszenia w błękitnych przestworzach to nieporównywalna z niczym wolność i transcendencja lub lekko obłąkańcza przyjemność czerpana z faktu braku kontroli – niepotrzebne skreślić. Ewentualnie poczucie obcowania z absolutem przez mniejsze lub większe A.
Do tego czekoladowy wafelek gratis.
W powietrzu przychodzą najlepsze pomysły. Najprostsze rozwiązania. Oczywiste oczywistości, zamiatane pod dywan zaległe sprawy do przemyślenia i przetrawienia. To właśnie gapienie się i myślenie – z muzyką w uszach lub bez – jest najlepszym czasem na narzucające się jak zbyt gadatliwy pasażer podsumowanie minionego roku. Żadna solidnie przygotowana lista plusów i minusów, planów zrealizowanych całkowicie, połowicznie i tych zapomnianych, nie jest już potrzebna. Po locie po prostu się wie. Nieproszone plany na nowy rok piszą się w głowie same.
W 2015 życzę wielu magicznych
lotów do Stambułu i równie wielu powrotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz