poniedziałek, 8 grudnia 2014

Historia pewnego weekendu


I.

Sobotnie popołudnie. Jesiennie, pochmurno. Parasolka w torebce (awaryjnie). Conversy na nogach (odważnie). COŚ wisi w powietrzu.
Najprawdopodobniej mega ulewa.

Spacer po galeriach Tophane i Karaköy. Totalna transformacja tej okolicy cały czas szokuje. Wydawać by się mogło, że ilość barów i kawiarni, które pojawiły się w ciągu ostatnich paru lat, powinna wystarczyć weekendowemu tłumowi stambulskich hipsterów. Nic z tego – zawsze brakuje miejsc. Pojawiają się więc nowe lokale, w których… za chwilę nie ma już gdzie usiąść. Nic straconego – można wtedy wpaść do jednej z małych, prywatnych galerii,  ukrytych w plątaninie wąskich uliczek. Zgubić się trudno, wszystkie drogi prowadzą do Bosforu.

Spacer na przystań promów. Kilkunastoosobowa grupa kobiet w czadorach. Pozują na tle pałacu Topkapı. Arabia Saudyjska? Pewnie turystki. Turczynki? Jeśli tak, to jak na Stambuł widok bardzo niecodzienny. Podchodzą bliżej… a jednak turecki. „No dziewczyny, zbieramy się!” – śmiech tej z aparatem.

Przeprawa na drugą stronę Bosforu. Para studentów wyjmuje gitary – promowy klasyk. Niestety, w repertuarze pojawia się nieśmiertelny i zamęczany w Turcji do znudzenia utwór o komendancie Che. Dobrze, że widać już drugi brzeg.


II.

Ulica Barowa sprzed lat pięciu i Ulica Barowa Anno Domini 2014 to dwa różne miejsca. Dziś przypomina raczej Zakorkowaną Barową Aleję. Już o 18 trudno znaleźć wolny stolik. Mimo deszczu, który nie zniechęca barowych ciem.

Nagłe oberwanie chmury: przepiękny widok. Dla tych, co stoją lub siedzą pod dachem. Biegnący w deszczu nie podzielają entuzjazmu. Ulewa jak w tropikach. Stambulska pora monsunowa rozpoczęła się na dobre? Zapowiadają pochmurny tydzień… No tak, w końcu to zima. No tak, należało się spodziewać. Czas wyjąć z szafy kalosze. Najlepiej ocieplane.

Niedzielny poranek. Błękit nieba. Dwadzieścia pięć stopni w słońcu. Nawet najbardziej przewrażliwione tureckie mamy pozwalają dzieciom biegać po parku bez kurtek. Spóźnione pastırma yazı (Indian summer, złota polska jesień, babie lato). Nieprzewidywany zwrot akcji, czyli słoneczna wiosna w środku ponurej zimy. Prezent na Mikołajki.




1 komentarz:

Unknown pisze...

Zazdroszczę tych 25 stopni :)