środa, 12 lutego 2014

Jak zostać stambulskim hipsterem


1.
Sojowe mleko w trzech różnych wariantach, ryżowy chleb bezglutenowy („dlaczego nie ma go w dziale z pieczywem?”), elegancki słoiczek organicznego miodu. Nie mniej organiczne owoce i warzywa pachnące sadem zamiast szklarnią. Piwo belgijskie, wino argentyńskie. Na zagryzkę ser, jakżeby inaczej – francuski. Ani się obejrzeć a rachunek, nawet ze zniżką stałego klienta francuskiej sieci supermarketów, dobija do dwóch stów. Dla najbardziej wybrednych rezydentów dzielnicy Cihangir to jednak tyle, co bułka z masłem.
Organicznym, w wersji light.


2.
Niepozorna herbaciarnia przylegająca do meczetu Firuz Ağa ze swą mało skromną klientelą to doskonałe miejsce na po-zakupowy chill out. Zamiast kufla drogiego piwa można wychylić tu szklaneczkę taniej herbaty. Nie herbata jest jednak ważna, a to, kto przysiądzie się do stolika obok. Cierpliwość popłaca. Nie tylko w poszukiwaniu ryżowego chleba. Także podczas polowania na ulubionego reżysera.


3.
- Poproszę piwo z butelki.
Lokal pełen ekspatów, turystów i Erazmusów. Barman otwiera butelkę, sięga po szklankę.
- Dziękuję, nie trzeba, ja z butelki…
Nalewa, niezrażony.
- Muszę wlać do szklanki, taka polityka firmy.
Podaje trunek w turkusowym naczyniu przywołującym wspomnienie kubka na szczoteczkę do zębów.
Zerka na zegarek.
- Po ósmej wstęp pięć lira. Koncert jest. - dodaje, odwracając się na pięcie.
Na odchodne grupa backpackerów ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej rozprawia nad tym, która z pozycji na liście odhaczonych turystycznych destynacji jest bardziej „cool” – Stambuł czy… Belgia. Spór wydaje się trudny do rozstrzygnięcia.

4.
Bar po przeciwległej stronie Alei İstiklal. Prawie po sąsiedzku, niecałe pięć minut szybkiego marszu. Częściej niż angielski słychać tu francuski. Za koncert dopłacać nie trzeba. Wypada natomiast przyjść z własnym instrumentem muzycznym. Gitarą, harmonijką, tamburynem. Wtedy zagrać trzeba. Obowiązkowo.

- Mogłem wracać do domu bezpośrednio, postanowiłem jednak zahaczyć o Stambuł.
Muzyk-podróżnik opiera się nonszalancko o gitarę, wyczekując cierpliwie swojej kolejki na scenę.
- When you ask me „why Istanbuuul?”… - mocny francuski akcent zdradza pochodzenie wielbiciela sesji jammingowych - the first thing that comes to my mind is… „why nooot?”. – kończy enigmatycznie i zamawia kieliszek wina. Tureckiego.

Brak komentarzy: