Być na Taksimie i nie
pójść do baru to tak jakby odwiedzić Stambuł i nie wybrać się na Taksim.
Albo iść do baru i nie
napić piwa.
Summa summarum: wstyd i
hańba. A przede wszystkim obraza Stambułu, krainy rakı i piwem Efes płynącej.
Jak
za zboże
Statystyki barowe są
dla Taksimu wyjątkowo łaskawe. Ilość przybytków serwujących alkohol wszelaki
przyprawi o zawrót głowy nawet najmniej stroniących od wysokoprocentowych
trunków. Dlatego… skupmy się lepiej na jakości.
Ceny drogiego jak zboże
alkoholu skoczyły do sufitu wraz z nowym rokiem. Nawet w tanim, choć przyzwoitym
barze Rock and Rolla za małe piwo
zapłacimy teraz pięć lir. Cóż począć, skoro sklepowe pół litra marki Efes to
koszt podobny. Nie ma co się oszukiwać, mydlić sobie oczu, powtarzać, że kısmet (tur.: przeznaczenie) i Wola
Najwyższego. Nastał czas abstynencji, sklepowych promocji oraz… domowej
produkcji (dla zdolnych i wtajemniczonych).
Jeśli mamy szczęście (w
nieszczęściu) zaliczać się do turystów, ucieszy nas smutny los tureckiej liry,
która w stosunku do polskiego złotego ma się coraz gorzej. Przelicznik 1,3
napawa optymizmem. Nawet w najdroższym stambulskim barze.
A jest takich sporo. Szczególnie
na Taksimie, mekki naganiaczy i turystów.
Na
bogato
Mało zaskakująca
refleksja: najciekawsze bary chcą wyssać z kieszeni uzależnionych bywalców jak najwięcej
gotówki.
Jest więc Balkon z uroczym widokiem na Bosfor oraz
miłą, niezobowiązującą atmosferą nadmorskiej knajpy. Piąte piętro, a wydawałoby
się, że usłyszymy zaraz szum oceanu… Zamiast tego umila nam wieczór muzyczny
chill out z głośników i skrzeczące w oddali mewy. Wakacje w centrum
piętnastomilionowego miasta. I Bosfor zamiast oceanu. Nie wypada narzekać.
Nieco bardziej „miejski”
(jak nazwa zobowiązuje) bar Urban
sąsiaduje z wielką, piękną ścianą uroczych artystycznych bazgrołów. Nad wąską
uliczką, rozświetloną wielokolorowymi lampionami, zwisają swobodnie pędy
winorośli. Na chodniku i przy ścianie, na krzesłach, pufach, poduszkach lub zimnym
betonie, relaksują się zmęczeni stambulskim pędem młodzi, modni Turcy i
wszechobecni w tych okolicach yabancı
(obcokrajowcy).
Małe piwo, bagatela – dwanaście
lir (cena anno domino 2013; podwyżka możliwa i – prawdopodobnie – nieunikniona).
Biednie,
ale godnie
Zamiast małego piwa w
perfidnie drogim barze można śmiało udać się do pobliskiego parku, nabywszy
uprzednio trzy duże butelki tego samego trunku w zbliżonej cenie. W sobotni, letni
wieczór, cihangirskie schody pełne są wylansowanych i przypadkowych bywalców,
którzy podziwiają jeden z najpiękniejszym widoków zwariowanego miasta kontrastów
i drogiego alkoholu. Zdecydowanie warto.
Niebezpiecznie
Niezależnie od tego,
jak bardzo pragniesz skosztować lokalnych trunków, jak mocno spragnione twe
gardło życzy sobie mrożonego Efes’a, jak wiele godzin spędziłeś drepcząc po
wydeptanych przez backpackerów szlakach, bez kropli piwa czy wody – nie daj
skusić się naganiaczom z nieznanych, szemranych barów, drogi turysto! Niech legendy
na temat knajp bez menu, serwujących trunki „bezcenne” (dosłownie i w przenośni)
będą dla ciebie przestrogą. Konsumpcja niewinnego piwa może okazać się
bezwstydnie droga i brzemienna w skutkach. Przypadki skrajne, przypadki rzadkie…
Strzeżonego wiadomo jednak, kto strzeże, dlatego… warto udać się do poleconej
przez znajomych meyhane.
Skoro już przepłacać, to
za turecką specjalność, rakı, i towarzyszące
jej przystawki (meze).
Şerefe
(na zdrowie)!
(dwie pierwsze części barowej trylogii: Ćmy Barowe (vol.1): Tytułem alkoholowego wstępu oraz Ćmy Barowe (vol.2): rakı is the answer).
(dwie pierwsze części barowej trylogii: Ćmy Barowe (vol.1): Tytułem alkoholowego wstępu oraz Ćmy Barowe (vol.2): rakı is the answer).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz