Lato a nie lato. Szaro, parno, duszno, zaraz potem wietrznie i niemal jesiennie rześko. Długo wyczekiwana stambulska wiosna, czyli w marcu jak w garncu do czerwca włącznie.
W pracy stagnacja, zawieszenie. Podejrzaną, rzadko tu występującą ciszę, przerywają tylko dochodzące z oddali grzmoty – zapowiedź ulewnego katharsis.
İstiklal przyjemnie wyludniony, kilometrową trasę można pokonać niemal w linii prostej, z wyłączoną czujnością: bez lawirowania i nieuniknionych zwykle poszturchiwań. Ulga od tłumów – bezcenny luksus.
Zrywa się wichura, zaczyna padać, słychać dochodzące z oddali grzmoty. Nad Azją burza – dotrze na stronę europejską czy łaskawie ominie niepewną swej konstrukcji, poplątaną zabudowę Beyoğlu?
Uliczny zbieracz złomu i staroci jakby nigdy nic pcha swój zdezelowany wózek pełen niechcianych skarbów. Sprzedawcy wyrastają jak grzyby po deszczu, zaczyna się walka: kto sprzeda więcej plastikowych parasolek made in china? Dostępne wszystkie barwy tęczy w odcieniach fluorescencyjnych.
Prognoza na weekend: zapowiadane opady i burze. Wspaniały pretekst do ucieczki ze Stambułu – niech Atatürk'ü Anma Gençlik ve Spor Bayramı (dzień młodzieży i sportu) świętuje się na majówce poza miastem…!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz