W
tak zwanym normalnym życiu magia podobno nie istnieje. Zostaje tam,
gdzie narodziła się i najpewniej zaginęła, jeśli do końca nie
umarła: w królestwie dzieciństwa. Starzy znajomi z krainy orientu:
latający po świecie Sindbad i rozmawiający z dżinem Aladyn, nie
goszczą zwykle w dorosłych domach – chyba, że tych położonych
na trochę dalszym od naszego wschodzie. Domach, których podłogi
wyściełają na przykład… tureckie dywany.
Dawno,
choć nie tak dawno temu, w pewnej anonimowej korporacji,
nieprofesjonalna i pełna entuzjazmu wróżbitka wpatrywała się we
wnętrze filiżanki, z której jeszcze kilka minut wcześniej sączył
gęstą kawę siedzący na wprost niej mężczyzna.
–
Ale
co to właściwie znaczy? – Murat nie wydaje się
usatysfakcjonowany interpretacją swej świetlanej przyszłości –
Czy ta starsza kobieta to moja mama, a stojący za nią mężczyzna –
brat? Ma przyjechać i się nią opiekować, pewnie o to chodzi? Czy
o to właśnie chodzi? Agata???
Czytanie
z fusów nie spełnia oczekiwań Turka, mimo że kawa jest z
ekspresu, a nie tradycyjnego tygielka. Filiżanka też raczej w
wersji modern,
bez zbędnych złoceń. W czym zatem problem? Widać otoczka to nie
wszystko i w treści przekazu brakuje konkretów – Sama chciałaś
wróżyć, a teraz nie potrafisz wytłumaczyć! – Murat zawiesza
zrezygnowane spojrzenie na czarnym zlepku resztek kawy.
Zasady
zostały przecież jasno ustalone: nawet początkujący wie, że nie
obejdzie się bez wyboru jednej z dróg albo litery w imieniu,
najlepiej kogoś bliskiego sercu... Jeśli nie wiedzie się w
miłości, musi być awans w pracy – i na odwrót. Znaleźć złoty
środek na skali szczęścia oraz nie szaleć z symbolami: oto
przepis na wróżbę doskonałą. Jak się okazuje – dość
skomplikowany w realizacji.
–
Co
takiego? Smok w bujanym fotelu? Tego to ja nawet nie będę
komentować… – Murat wraca do swojego biurka.
*
Uda
się, będzie dobrze.
Turcy stosowali afirmacje zanim stało się to modne – trenerzy
personalni byliby zachwyceni. Czasem można wręcz odnieść wrażenie
braku niepokoju w sytuacjach, gdy wypadałoby się zaniepokoić.
Straszny
korek. Zdążymy.
Spóźnieni pięć minut! Dobrze
jest.
Nie ma jak wyprzedzić! Spokojna
głowa.
Dojeżdżamy na spotkanie kwadrans po czasie: sala pusta, nie ma
nawet organizatorki zebrania. Murat nalewa powoli kawę (całe
szczęście nie turecką – tym razem obejdzie się bez wróżenia!)
i z uśmiechem udaje się do wyjścia: Idę
zapalić…
Mówisz
no
problem,
czary, mary – ten znika. Z jednym meteorologicznym wyjątkiem:
niskiej (w tureckim rozumieniu) temperatury. Lekki powiew wiatru,
nawet wiosną, i odwieczne dostaniesz
zapalenia płuc!
wywołuje serdeczny uśmiech na twarzy wdzięcznej za troskę Polki z
zimnej krwi i lodowatych kości.