Widok na to skrzydło dodaje skrzydeł. Przez chwilę jestem
tym właśnie konkretnym samolotem, a może nawet ptakiem.
Dlatego zawsze wybieram miejsce przy oknie.
Lot to dla mnie stan pewnego specyficznego zawieszenia
ponad ziemską rzeczywistością. Dobrze mi się wtedy myśli, pisze. Całkowity brak
kontroli nad tym, co dzieje się z samolotem (chyba, że zechciałabym przejąć
stery) sprawia, że na tych kilka godzin mogę z czystym sumieniem pozbyć się
wszelkiej odpowiedzialności. Po przekroczeniu progu kabiny świat zewnętrzny
zostaje za plecami i zaczyna rządzić prawo pokładu. Oddanie życia w ręce załogi
przywraca poczucie zależności znane nam z dzieciństwa. Jesteśmy kruchymi ludźmi
zdanymi na łaskę pilotów-półbogów.
Ponowne przekroczenie progu samolotu to przecież powrót
do intensywnego świata, w dodatku z mocnym startem, bo wprost w lotniskowy
zgiełk, a zaraz potem stambulski chaos.
Dlatego zawsze korzystam z tych kilku godzin
paradoksalnie przyjemnej bezradności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz