Przed użyciem
przeczytaj uważnie ulotkę
Więc
jest takie piękne miejsce, o którym na pewno nie mówili wam zbyt wiele rodzice
ani nawet nauczyciele (chyba, że myląc
je ze stolicą Turcji, Ankarą). Znajduje się na naszej planecie Ziemi, choć
wygląda jak kraina ze snu lub innego filmu drogi albo jakichś tam urojonych
wizji postmodernistycznego poety.
Prezentuje
się tak z lotu ptaka, bo im niżej, tym wyraźniej widać korki, tłumy, ogólną nerwowość
i rys pewnego szaleństwa. Zanieczyszczenia powietrza raczej nie (chyba, że z
Wysp Książęcych), choć być musi: tyle tu w końcu ludzi, a więc samochodów, spalin,
fabryk… Może Bosfor i morza przewiewają, ergo przeczyszczają. Tak się tu
wszyscy łudzimy, takie sobie opowiadamy legendy. Tego nam trzeba.
Nie
mówi się o tej krainie cudów za wiele – najbliżsi nie chcą pakować ukochanych w
miasto, które zasysa i nie pozwala się wyrwać; mieszkańcy nie życzą sobie
rywali, robią więc rajowi na ziemi złą reklamę. I tak się ten młyn kręci. Do
czasu, aż nowa przypadkowa śliwka wpadnie w przepełniony owocami turecki
kompot.
W razie problemu
skonsultuj się z… psychoterapeutą
Kompot
zaczyna wypływać z baniaków jeszcze przed procesem fermentacji. Moneta
„wszystko się może zdarzyć” z jej dwiema stronami: miłe niespodzianki versus
wywrócenie pozornego ładu do góry nogami. Tego samego wieczoru jest kolacja, rakı, impreza i nieudana próba zamachu
stanu.
Następnego
dnia jest czołg na ulicy, z którego wesoły (a jak) policjant macha mijanym
samochodom i ich zdezorientowanym nie bardziej niż zwykle kierowcom. Potem
znajomi zapraszają na obiad i jest najlepsza sobota miesiąca. I wszystkim
wydaje się, że to normalne. I trudno zrozumieć, że ci z zagranicy się martwią i
dzwonią i pytają. I dziwią ich odpowiedzi. Oto stambulska rutyna – przejawia
się w jej totalnym braku.
Można
oczywiście próbować wyjaśniać fenomen Stambułu w sposób racjonalny. Pięknie
położony, otoczony wodą, z ciekawą, choć czasem przerażającą architekturą. Chaotyczny
i nieprzewidywalny, ale właśnie dzięki temu tak barwny i ekscytujący. Historia
z brutalnie wdzierającą się w zabytkowe mury nowoczesnością.
Co
jednak najważniejsze, jest w tym mieście (poza oczywistym wizualnym pięknem
pomieszanym z pociągającą brzydotą) jakaś niesamowita energia, którą trudno
znaleźć gdzie indziej. To poczucie, że każda następna minuta może wywrócić
wszystko do góry nogami… co i tak jest nieważne, bo podejdzie ktoś, kto poda
rękę, a potem zaprosi do domu na kolację z rodziną i w ogóle to zostaniecie w
pół godziny najlepszymi przyjaciółmi.
3 komentarze:
Zachorowalam na Turcje 7 lat temu.bylam tam 30 razy liczac na to ,ze mi sie przeje..........Jestem nalogowcem a apetyt rosnie w miare jedzenia.Pozdrawiam serdecznie.Przewodnik juz dawno wchlonelam w drodze do......Istambulu.:))))))))))
Stambuł hmm.. tak naprawdę nie da się go opisać, można tylko próbować. I prawdą jest, że albo się je kocha albo nienawidzi. Niestety (a może stety?) jestem tą śliwką co wpadła w ten tłoczny i chaotyczny stambulki kompot. Nie ma odwrotu, mogę jedynie dać ponieść się fali lub zatonąć w odmętach. Bo kto raz spróbował, ten nie ma odwrotu.
Pozdrawiam :)
30 razy - no to trzeba się przeprowadzić :)
Laura - ja właśnie próbuję się "odwrócić" i zafundować sobie mały detoks ;)
pozdrawiam Was serdecznie!
Prześlij komentarz