piątek, 11 grudnia 2015

Konstantynopolitańczykowianeczka



Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inna ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat
(…)
Stanisław Barańczak


Ja i On rozstaniemy się w przyszłym roku. Na jakiś czas, może na stałe. Na początek zrobimy sobie tak zwaną przerwę. Pożyjemy w separacji, zobaczymy. Nie chcę zrywać z nim na zawsze – próbowałam, nie wyszło. Czasem drastyczne rozwiązania są konieczne, czasem wprost przeciwnie – zaczyna się zabawa z bumerangiem: im mocniej rzucisz, tym szybciej do ciebie wraca. Dlatego może najpierw separacja zamiast rozwodu.

Zanim tu przejechałam, kojarzył mi się z turystycznymi klasykami, meczetami, cieśniną Bosfor i jedynym miastem położonym na dwóch kontynentach. Teraz raczej z tłumami, zaakceptowanym chaosem, choć nadal przede wszystkim z wodą. Do skojarzeń dołączyły promy i latające wokół mewy. Oraz koty.
(znów klisze, co zrobić)  

Sobotni stambulski wieczór spędzam w domu, bo mój tygodniowy plan zajęć wywrócony jest do góry nogami. W weekendy pracuję najwięcej, wolne mam piątki i większość poranków w tygodniu. Nie narzekam – najbardziej na świecie nienawidzę wstawania z budzikiem. Drugą rzeczą na liście znienawidzonych byłaby pewnie gorączka sobotniej nocy na Taksimie, kiedy zjeżdża się tu pół miasta. Ponieważ mieszkam i pracuję w samym centrum tego wariatkowa, na spotkania ze znajomymi najchętniej wybieram poniedziałki lub wtorki (chyba że piątki, kiedy odbywa się większość wernisaży: zjeżdża się ukochana Polonia z azjatyckiej części miasta, jest okazja do nadrobienia plotek przy lampce/lampkach darmowego wina. no i oczywiście… sztuka jest). Sobotni wieczór to książka, muzyka, laptop i kawa (po niej lepiej mi się śpi).

Samotnych niedzielnych popołudni nie mam, zwykle umawiam się po pracy na późny lunch/wczesną kolację ze znajomą, która ma do opowiedzenia tyle historii, że kiedyś po prostu bezczelnie je spiszę. Potem wydam jako zbiór opowiadań własnego autorstwa, licząc, że nie znająca polskiego koleżanka się nie zorientuje. Świetny plan.

Kiedy widzę się tu za dziesięć lat… Nie widzę się tu za dziesięć lat. Ale nie widziałam się tu dziesięć lat temu, a jestem tu już rok dziewiąty (ósmy, jeśli liczyć przerwę)…
Nigdy nie przyzwyczaję się do braku dyscypliny, marnotrawstwa czasu i snucia „planów” w które sami „planujący” nie wierzą.

Wyjadę stąd, jeśli… Stambuł da mi bardzo wyraźnie do zrozumienia, że mamy siebie dość.
A jeśli wyjadę, brakować mi będzie… miejsca, w którym od początku czułam się jak w domu.



Dzisiejszy smętny wpis jest zapowiedzią melancholijnego projektu Stambulczycy, w ramach którego poprosiłam mieszkających tu Polaków o dokończenie (anonimowo, więc pewnie szczerze) powyższych zdań. O stambulczykach i tych, którzy stąd uciekli… już wkrótce.

4 komentarze:

Mavi göz pisze...

Moja dekada w Stambule dopiero się zacznie... zobaczymy, jak to będzie.

Agata Wielgołaska pisze...

hoş geldiniz. mam nadzieję, że jedynym nieciekawym doświadczeniem będzie to związane z "ikametem"... (przeczytałam ;) )
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Kryzys małżeński ze Stambułem?
Może najzdrowiej jest zmieniać miejsce do życia? Jeśli to możliwe. Zwłaszcza, że sama Turcja jako państwo jest chyba coraz trudniejsza, mniej pewna.
Ale wiesz, gdybym miała odpowiedzieć na pytania, które zadasz Stambulczykom, i zadałaś sobie, ale w odniesieniu do mojego własnego kraju, byłby to raczej smutaśny komentarz. Do zwyczajów, obyczajowości, mentalności, obowiązujących nagle trendów i postaw. Tu, gdzie się wychowałam są też rzeczy, do których nigdy się nie przyzwyczaję.
Anna

Agata Wielgołaska pisze...

"może najzdrowiej jest zmieniać miejsce do życia" - i tą myślą zacznijmy nowy rok :)
pozdrawiam serdecznie!