Gorączka sobotniej nocy w bocznych uliczkach Beyoğlu. Równo dziesiąta, czas na sztuczne ognie. Mewy panikują, ludzie wychodzą na balkony: popatrzeć (normalna większość) i porobić zdjęcia (mniej normalna mniejszość). Trochę dymu, sporo hałasu, dużo ptasiego stresu. Chyba tylko stambulskie gołębie zachowują spokój – tych straszydeł nic nie wzruszy.
Sąsiad w budynku po przekątnej znów paraduje w samej bieliźnie. Cihangir słynie chyba z domatorów-ekshibicjonistów: tylu poodsłanianych zasłon, pootwieranych okien, oświetlonych pokoi i bez kompleksowo paradujących po mieszkaniach sąsiadów w wielu stambulskich dzielnicach można ze świecą szukać.
Świece palą się na pewno w mieszkaniu naprzeciwko. Tajemniczy lokator ma znów sobotnich gości (gościa). Taras jak zwykle obłędnie wysprzątany. Równo ustawione krzesła, idealnie zadbane kwiaty, wymyta podłoga. Nazar değmesin (precz ze złym urokiem) ale… zazdrość i tak jest. Jak on to robi?
Pewnie ze szczotką i mopem w dłoni...
Na dole też sporo się dzieje. Dostarczyciele promocyjnej pizzy (dwie w cenie jednej), zestawów ekstra (burger gratis) i dwudziestolitrowych baniaków wody mineralnej (dostawa na piąte piętro w pakiecie) śmigają na skuterach, jakby uciekali przed policją (część z nich nie ma pewnie zresztą prawa jazdy a i z zasad ruchu drogowego mogliby się podszkolić).
Trójka bardzo wysokich, bardzo smukłych i bardzo blond turystów lub ekspatów idzie szybkim krokiem. Sądząc po ciężkich siatkach – na domową imprezę. Wnioskując po lekkich kreacjach – uznali, że lato już za pasem.
Grono solidniej odzianych tureckich znajomych zmierzające w przeciwnym kierunku śpiewa lay lay lay – czyżby kolejni świętujący zwycięstwo drużyny Galatasaray (tegoroczny mistrz piłki nożnej)? Które trwa od… zeszłej niedzieli?
W tym tygodniu Galatasaray, dziś rocznica wydarzeń w parku Gezi, w przyszły weekend wybory parlamentarne.
Wspominałam już, że przydałyby się wakacje? Na wyspie? Najlepiej bezludnej?
PS. jak ja kocham to miasto...