wtorek, 10 stycznia 2012

Sofa i stambulscy hipsterzy



Niby niepozorna, acz zdradliwa sofa sprawia wrażenie lżejszej niż jest w rzeczywistości.

Spacer krętymi uliczkami Çukurcumy w kierunku Cihangiru z tym nadmuchiwanym meblem w garści nie należy wcale do najłatwiejszych. Wieje wiatr, przechodnie mijają się z trudem na wąskich, nierównych chodnikach, mikroskopijnymi uliczkami jeżdżą nieustannie samochody, skutery. Bezlik taksówek, turystów, sprzedawców mydła i powidła.
I jak tu się nie zmęczyć taszcząc (nadmuchiwaną co prawda) dwuosobową kanapę tak pokaźnych rozmiarów?


Cihangir to dzielnica kosmopolityczna. Mamy tu do czynienia z całym przekrojem grup wiekowych, klas społecznych, narodowości, zawodów i dochodów. W tej arcyciekawej dzielnicy współistnieją ze sobą rodowici stambulczycy oraz nowo przybyli.
Cihangir to anonimowość i różnorodność. Społeczny misz masz oraz niczym nie ograniczona wolność.
Dzielnica słynęła zawsze ze swojej tolerancji w stosunku do mniejszości seksualnych. Przez lata stanowiła spokojną przystań dla transwestytów (którzy w latach 90-tych zostali z powodu prostytucji zmuszeni do jej opuszczenia i zamieszkują obecnie głównie okolice Tarlabaşı).
Cihangir nie należał zawsze do stambulskiego crème de la crème. Dopiero od niedawna jest dzielnicą więcej niż pożądaną. Sterty śmieci zostają zastąpione wyszukanymi knajpami. Na Cihangirze wypada mieszkać. Sprowadza się tu tak zwana stambulska bohema… oraz pretendujący do tego miana.




Gdy docieramy do głównego skrzyżowania starego Cihangiru okazuje się, że sofy nie ma gdzie napompować. Okoliczne kawiarnie nie grzeszą nadmiarem przestrzeni, a nasza kanapa ma pod tym wzglądem wysokie wymagania…


Entuzjazm jednak nie gaśnie. W końcu – nie pada! Ani deszcz, ani zapowiadany i oczekiwany od miesięcy śnieg… Wystarczy tylko kupić przedłużacz! W Turcji wszystko znajdziemy w zasięgu ręki (zaczyna lać? Sprzedawcy parasoli wyrastają jak grzyby po deszczu, a na każdej uliczce znajdziemy przecież sklepikarzy oferujących dobra wszelakie, zbędne i niezbędne).


Żeby nie było jednak zbyt łatwo, w okolicy znajduje się tylko jeden elektrikçi, który postanowił akurat wybrać się na obiad. Po długich, ale za to owocnych poszukiwaniach, w supermarkecie pewnej sieci udaje nam się w końcu nabyć estetyczny różowy przedłużacz, który… okazuje się za krótki. Starcza nam jednak zapału i kreatywności – po kilkunastominutowej gimnastyce, dzięki uprzejmości klientów jednej z kawiarni (kable plączą im się pod nogami, a maszyna do pompowania dudni niemiłosiernie) oraz wyrozumiałości mieszkańców pobliskiej kamienicy (rozrastająca się kanapa blokuje coraz bardziej wejście do budynku), sofa staje dumnie w całej swej okazałości na wprost meczetu Firuzağa i osławionej kawiarni (w której to dzień w dzień, stolik przy stoliku, krzesełko przy krzesełku, siedzą obok siebie, człowiek na człowieku, nad litrami czaju, szklaneczka za szklaneczką, mieszkańcy Cihangiru oraz wszyscy ci, którzy miejsce to darzą szczególnym uczuciem. Albo przyszli się lansować...).

Selim: Geograficzne położenie Stambułu jest naprawdę wyjątkowe - miasto otoczone jest wodą! W tureckiej kulturze nie istnieją niestety żadne odniesienia do wody, dlatego obecność Bosforu, ta wspaniała obfitość wody, traktowana jest w naszej kulturze jako przeszkoda, a nie naturalny element przestrzeni życiowej Stambulczyka.

Ece: Stambuł? Rozrywka, ludzie. Enis: Kultura, tłumy.



Tuyla: Stambuł to dla mnie różnorodność, ale przede wszystkim muzyka. Miasto jest niesamowitą mieszanką rytmów tureckich, arabskich i zachodnich. Kocham taniec, dlatego staram się korzystać z tego, jakie wspaniałe możliwości oferuje stambulska scena muzyczna.

Sofa daje nam też w kość na sam koniec zabawy. Zacina się jeden z zaworów, powietrze nie chce się spuścić... W akcie desperacji można zawsze przebić niewdzięczny mebel widelcem z pobliskiej kawiarni…
Nie dochodzi jednak do brutalnego aktu; z pomocą przychodzi bowiem (a właściwie przybiega) ochroniarz z sąsiedniego banku. Pożycza obcęgi z lokalnej piekarni i siłą (oraz sposobem) ratuje niewdzięczną sofę, a nas ocala przed koniecznością paradowania z nadmuchiwanym meblem po centrum miasta.

Na koniec żegnają się z nami sympatycznie: ochroniarz-bohater, tolerancyjna kelnerka z pechowej tego dnia kawiarni oraz nad wyraz zaintrygowany projektem sprzedawca wisiorków z Okiem Proroka.


(więcej zdjęć na STRONIE PROJEKTU)

Brak komentarzy: