Niedzielne, leniwe popołudnie. Tureckie śniadanie, a właściwie brunch: chrupiący, opieczony chlebek, kilka rodzajów sera, pomidory, ogórki, oliwki, menemen (turecka wersja jajecznicy), miód i kajmak; do tego oczywiście hektolitry herbaty.
Po szóstej szklaneczce czaju obowiązkowy spacer w kierunku zabytkowej przystani promów.
Po obu stronach Tarihi Moda İskelesi jeszcze na początku lat 80. cumowały promy, a mieszkańcy dzielnicy nie żałowali sobie kąpieli. Obecnie, z powodu zanieczyszczeń (Stambuł liczy w końcu ponad 15 milionów mieszkańców!), pluskanie się w tych rejonach Morza Marmara nie należy raczej do przyjemności (rozważania czysto teoretyczne – nie odważyłam się wypróbować na własnej skórze). Niekiedy nawet tu spotkać jednak można zaprawionego w morskich bojach, zapalonego miłośnika kąpieli. Zwykle sędziwego rezydenta dzielnicy… Dla zamożnych jest też wygodniejsza opcja – odkryty basen w Moda Deniz Kulübü z zapierającym dech widokiem na morze.
Od dawna nie ma już plaży (której część przezornie wyznaczona była przed laty tylko dla płci pięknej), wzdłuż wybrzeża ciągnie się za to wspaniały bulwar. Spacer w kierunku Bostancı (a może nawet do Bostancı, to przecież raptem kilkanaście kilometrów!) należy do jednej z przyjemniejszych stambulskich tras. Po prawej – Morze Marmara, po lewej – okazały park (a właściwie – parki, w liczbie mnogiej: Moda Parkı, Yoğurtçu Parkı, i kolejne…), po żwawym półgodzinnym marszu – moja ukochana marina Kalamış.
Moda to spokojna, zielona, stara część Kadıköy. Ta kosmopolityczna okolica należy do najbardziej pożądanych lokalizacji Stambułu. Panuje tu specyficzna atmosfera: niby jesteśmy w Stambule, a czujemy się jak w małym, przyjaznym, artystycznym miasteczku. Wąskie uliczki, zabytkowe budynki, urocze kafejki, lokalne galerie, mały teatr (Oyun Atölyesi). To tędy wiedzie trasa zabytkowego tramwaju (Nostalji Tramvayı), to tutaj bywa się w çay bahçesi (dosłownie: „herbaciany ogród”) i podziwia stąd zachody słońca (widok z Mody na Aya Sofya, pałac Topkapı, Sultanahmet i minarety innych okazałych meczetów – wrażenia bezcenne).
Nawet sielska anielska Moda nie ucieknie jednak przed stambulskim tłokiem i zgiełkiem. Zabytkowe budynki są coraz częściej wyburzane, w ich miejsce powstają nowe apartamentowce – liczba mieszkańców dzielnicy rośnie przecież w błyskawicznym tempie. Brakuje miejsc parkingowych; szczególnie w weekendy, kiedy Moda przeżywa istne oblężenie. Trudno się dziwić – na spacer nadmorską promenadą i leniwe popołudnie w çay bahçesi z widokiem na Morze Marmara mają ochotę nie tylko rezydenci dzielnicy…
Nie ukrywam – mam do Mody stosunek co najmniej szczególny. Mieszkałam tu przez rok, to zdecydowanie jedna z moich ulubionych stambulskich lokalizacji. Mam nadzieję, że moje stambulskie, europejsko-azjatyckie rozdwojenie jaźni (Beyoğlu czy Moda? Moda czy Beyoğlu?), które jak na razie dobrze się trzyma, umrze wreszcie śmiercią naturalną. Za zarobione w pocie czoła miliony lir (które w końcu przecież jakoś zarobić się muszą) kupię wówczas apartman z widokiem na marinę Kalamış. Bo nie ma co się oszukiwać – na mieszkanie na łódce jestem już za stara i za wygodnicka…