wtorek, 20 maja 2008
Z serii "Turecka Majówka". Odsłona Pierwsza: Obrazki z Wyspy
Najpopularniejsza z Wysp Książęcych, najchętniej odwiedzana przez turystów. W niedzielne popołudnie tłumy nie mniejsze niż w okolicach placu Taksim. Hardcore dla żądnych tłocznego odpoczynku.
Po wszystkich [czterech] Wyspach jeździ się rowerami, wskakuje do bryczki, spaceruje... Spaliny surowo zabronione.
Wsiadamy w prom odpływający z Kabataş o 14 [nie polecam - trzeba wybrać się najpóźniej w południe, a najlepiej jeszcze przed 10, żeby na Wyspie spędzić cały dzień], który 20 minut później zabiera turystów z Kadıköy, a następnie rozrzuca ich po kolejnych Wyspach Książęcych: Kınalıada, Burgazada, Heybeliada, i ostatniej, największej i najbardziej turystycznie "zakorkowanej" - naszej Büyükada właśnie.
Kiedy rok temu płynęłam na Wyspy po raz pierwszy, zachwycałam się [jeszcze z promu], pstrykałam, wzdychałam... Po wyjściu na ląd ochy i achy przeszły naprawdę szybko. Poczucie odizolowania, które nie przeszkadza może latem [drewniany domek do wynajęcia na miesiąc za kilkaset złotych... zamiast kisić się w szemranych hostelu, można poczuć się jak król na własnej wyspie - opcja, którą wybiera pewnie niewielu przyjezdnych], zimą byłaby nie do zniesienia. Promy nie kursują co kwadrans, może przydarzyć się "odcięcie od świata" [kiedy zamknięto w tym roku na dwa dni szkoły z powodu opadów śniegu, znajomi z "drugiej" wyspy nie mieli wtedy np. chleba - nie kursowały bowiem również promy...].
Pierwszą odwiedzoną przeze mnie Wyspą była Heybeliada.
Na Dużej Wyspie poczucie odizolowania nikomu jednak nie grozi. Turyści dopisują przez cały rok, lokalni nie mogą narzekać na wybór knajp i restauracji, jeśli Wyspa zostanie "odcięta" od cywilizacji. Można pocieszyć się lodami MADO [których ja osobiście nie znoszę - ale o tym przy innej, bardziej gastronomicznej okazji...].
Dwadzieścia minut marszu i jesteśmy w Dilburnu, jednym z miejsc Wyspy, gdzie można bezstresowo rozpalić ogień i smażyć na nim, na co tylko ma się ochotę. W majowy weekend grilluje/piknikuje pół Stambułu, tu też nie narzekamy więc na brak towarzystwa. Przed wkroczeniem na "teren piknikowy" symboliczna opłata. Dla tych, którym nie uda się uciec [dwie dostojne Turczynki z wózkami zostały przepuszczone za darmo - udawały, że nie słyszą nawoływań strażnika... proszę się jednak nie zniechęcać!].
Aby nie uciekł nam ostatni "sensowny" prom [wcześnie rano wstajemy z uśmiechem na twarzy do pracy...], wracamy bryczką.
Przed złapaniem promu jemy jeszcze lody MADO.
ps. był to weekend przedostatni; jutro Odsłona Druga: początek relacji z ostatniego, długiego weekendu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Spaliny surowo zabronione - jakby to było, gdyby chociaż kilka dni w roku wprowadzić cos takiego w mieście. Impossible?
trzeba by zarekwirowac wszystkim obywatelom pojazdy mechaniczne;) dopiero wtedy...
fajnie na tej wyspie, ale w weekend robi sie wrecz "bryczkowy korek"
:)
hehhe spalin nie ma ale można zaczadzieć od "końskich gazów" :P
BLE... A i tak mi oczy zielenieją z zazdrości :)
Prześlij komentarz