niedziela, 23 listopada 2008
cztery strony Turcji
W ramach rozmyślań o tym, jak bardzo Turcja jest różnorodna.
Antalya. Nie jest źle
Baglama & Adana. Cóż to była za wieczór. Adana kebap w roli głównej
Rejs wzdłuż Cypru. Raj dla duszy. Wyzwanie dla żołądka
Miejsce Wodza. Mauzoleum Ataturka w Ankarze
Knajpa w Gaziantep, "Stambule Wschodu"
Sanli Urfa. Miasto natchnione...
... a w nim simitki...
...i Pan-Samowar
Wzgórze Nemrut o wschodzie słońca
Wioska niedaleko Adiyaman
Kahta
Kapadocja zimą najlepsza
Prawdziwe manti. Wykonane przez turecką specjalistkę. Kayseri
Konya. Grobowiec Mevlany
Trabzon - miasto
Trabzon - okolice. TEN meczet nad TYM jeziorem. Klimat jak z ponurej baśni
I Stambuł...
Centrum Kadikoy, strona azjatycka.
środa, 29 października 2008
red & white
piątek, 4 lipca 2008
No Smoking Please!
poniedziałek, 9 czerwca 2008
Na prawo most. Na lewo most. Galata Köprüsü w swej skromnej osobie.
Cieszy widokiem swym do dziś. Siada się pod nim w upalne, niedzielne popołudnie...na wygodnych pufach gruszkopodobnych...
... poluje się z niego na stambulskie ryby...
... spaceruje się w tą i z powrotem...
... i tak mijają cudowne godziny
sobota, 24 maja 2008
Z serii „Turecka majówka”. Odsłona Druga: Zasłonięty Fatih
http://img.tripatlas.com:8080/media/images/Istanbul_districts.png
Administracyjny podział Stambułu [już bardziej profesjonalnie] to 32 dystrykty/dzielnice, które dzielą się na liczne „sąsiedztwa”. Zarówno po europejskiej, jak i azjatyckiej części miasta: http://en.wikipedia.org/wiki/Category:Districts_of_Istanbul
Przykład. Szukałam ostatnio adresu w okolicach Gültepe. Nikt nie znał oczywiście nazwy ulicy, kojarzono za to „stary budynek Philipsa” [z którego Philips wyniósł się swoją drogą jakieś dziesięć lat temu…].
Oto więc, jak zostałam poinstruowana przez telefon: Şişli (dystrykt) - Levent (stacja metra) - niedaleko Kanyon (centrum handlowe) - Gültepe właśnie (sąsiedztwo) - i wspomniany, legendarny jak widać, „stary budynek Philipsa”.
W ostatni, długi majowy weekend, wybrałam się ze znajomymi na podbój dzielnicy Fatih. Jednej z największych, położonej w centrum Stambułu [główny przystanek, tuż przy meczecie Fatih – osiem przystanków z placu Taksim, autobusem 87 do Edirnekapı].
Był akurat 19 maja, Spor Bayramı, święto sportu i młodzieży, toteż Taksim tonął w wieńcach [bynajmniej nie pogrzebowych].
Znów pod "specjalną ochroną"
Tuż przed dzielnicą Fatih mijamy mury miasta [a właściwie przejeżdżamy pod murami]. Zatrzymujemy się przy wspomnianym Fatih Camii, słynnym meczecie wybudowanym za czasów sułtana Mehmeta II. Pechowo, odbywają się właśnie prace renowacyjne – po meczecie krążą budowlańcy w kaskach, a spora część budynku jest osłonięta. Jak cały Fatih.
A bit of Fashion
Fatih to dzielnica konserwatywna/religijna. Bliskie położenie od centrum sprawia jednak, że na ulicy spotkać można zarówno „zakryte”, jak i „odkryte” kobiety. Czarnych czarczafów raczej brak. Kręci się trochę turystów [nasza trójka widziała sześciu, co daje liczbę dziewięć… statystyka niezła]. Czujemy się bezpiecznie i swobodnie.
Przerażają nas jedynie takie widoki:
Kobieta-Paw. Oryginalna wersja weselna. Dla chętnych: kupię i prześlę pocztą
Nie uwierzę, że jest na świecie miejsce, w którym na jeden kilometr kwadratowy przypada więcej sklepów z sukniami ślubnymi !!!
Dochodzimy do Karagümrük, „sąsiedztwa” już nie tak ślicznego [powiedzmy] i raczej podmiejskiego. Wracamy więc tą samą główną ulicą na nasz przystanek. Podbój Fatih kończy się zatem szybko i zostawia pewien niedosyt.
Po lewej stronie w drodze powrotnej majaczy tabliczka z napisem Çarşamba. To ponoć jedna z najbardziej konserwatywnych okolic Stambułu. Po wycieczce słyszałam nawet od kogoś, że do pewnych okolic tego sąsiedztwa mają wstęp tylko członkowie określonych organizacji islamistycznych. Eee… ileż ja się historii o Gaziosmanpaşa nasłuchałam, PO TYM jak mieszkałam tam okrągły miesiąc. I jakoś włos mi z głowy nie spadł.
Wracamy szczęśliwie na stare, dobre, zdemoralizowane Beyoğlu.
wtorek, 20 maja 2008
Z serii "Turecka Majówka". Odsłona Pierwsza: Obrazki z Wyspy
Najpopularniejsza z Wysp Książęcych, najchętniej odwiedzana przez turystów. W niedzielne popołudnie tłumy nie mniejsze niż w okolicach placu Taksim. Hardcore dla żądnych tłocznego odpoczynku.
Po wszystkich [czterech] Wyspach jeździ się rowerami, wskakuje do bryczki, spaceruje... Spaliny surowo zabronione.
Wsiadamy w prom odpływający z Kabataş o 14 [nie polecam - trzeba wybrać się najpóźniej w południe, a najlepiej jeszcze przed 10, żeby na Wyspie spędzić cały dzień], który 20 minut później zabiera turystów z Kadıköy, a następnie rozrzuca ich po kolejnych Wyspach Książęcych: Kınalıada, Burgazada, Heybeliada, i ostatniej, największej i najbardziej turystycznie "zakorkowanej" - naszej Büyükada właśnie.
Kiedy rok temu płynęłam na Wyspy po raz pierwszy, zachwycałam się [jeszcze z promu], pstrykałam, wzdychałam... Po wyjściu na ląd ochy i achy przeszły naprawdę szybko. Poczucie odizolowania, które nie przeszkadza może latem [drewniany domek do wynajęcia na miesiąc za kilkaset złotych... zamiast kisić się w szemranych hostelu, można poczuć się jak król na własnej wyspie - opcja, którą wybiera pewnie niewielu przyjezdnych], zimą byłaby nie do zniesienia. Promy nie kursują co kwadrans, może przydarzyć się "odcięcie od świata" [kiedy zamknięto w tym roku na dwa dni szkoły z powodu opadów śniegu, znajomi z "drugiej" wyspy nie mieli wtedy np. chleba - nie kursowały bowiem również promy...].
Pierwszą odwiedzoną przeze mnie Wyspą była Heybeliada.
Na Dużej Wyspie poczucie odizolowania nikomu jednak nie grozi. Turyści dopisują przez cały rok, lokalni nie mogą narzekać na wybór knajp i restauracji, jeśli Wyspa zostanie "odcięta" od cywilizacji. Można pocieszyć się lodami MADO [których ja osobiście nie znoszę - ale o tym przy innej, bardziej gastronomicznej okazji...].
Dwadzieścia minut marszu i jesteśmy w Dilburnu, jednym z miejsc Wyspy, gdzie można bezstresowo rozpalić ogień i smażyć na nim, na co tylko ma się ochotę. W majowy weekend grilluje/piknikuje pół Stambułu, tu też nie narzekamy więc na brak towarzystwa. Przed wkroczeniem na "teren piknikowy" symboliczna opłata. Dla tych, którym nie uda się uciec [dwie dostojne Turczynki z wózkami zostały przepuszczone za darmo - udawały, że nie słyszą nawoływań strażnika... proszę się jednak nie zniechęcać!].
Aby nie uciekł nam ostatni "sensowny" prom [wcześnie rano wstajemy z uśmiechem na twarzy do pracy...], wracamy bryczką.
Przed złapaniem promu jemy jeszcze lody MADO.
ps. był to weekend przedostatni; jutro Odsłona Druga: początek relacji z ostatniego, długiego weekendu.
sobota, 10 maja 2008
Kicz made in Ortaköy
Co: Ortaköy
Gdzie: za Beşiktaş, przed Bebek – jadąc od strony Taksimu
Po co: na gofry i kartoflany mix, czyli: Ortaköy Waffle i Ortaköy Kumpir
Kiedy: miejsce idealne na kiczowaty, sobotni, letni wieczór – zachód słońca i kilkupiętrowy goferek zmiękczą serca najoporniejszych
Wstałam dziś po południu (?!) z mocnym postanowieniem, że coś z tą pozostałą cząstką dnia trzeba sensownego zrobić [miałam napisać: pożytecznego, ale zreflektowałam się, że mamy w końcu weekend]. Na wyspy, nie mówiąc już o innych plażach – za późno. Na Taksim – szkoda czasu [nie miałam dziś nastroju na bycie sardynką w puszce]. Zdecydowanie trzeba mi było WODY.
Najłatwiej udać się na pobliski Beşiktaş, który oglądam jednak dwa razy w tygodniu w drodze do pracy, i gdzie, tak między nami mówiąc, uważam, że niewiele jest nad wodą do robienia [poza siedzeniem w Beerpoincie i patrzeniem na promy]. Mieszkać byłoby za to nie najgorzej [blisko Taksimu, choć spokojniej, blisko wody, więc wygodny transport do Azji plus – miłe widoki]. Wybrałam się zatem tam, gdzie także siedzi się, je i pije nad wodą, ale klimat jest za to bardzo TURYSTYCZNY.
Wafffffle…
Gofrów Turcy jedzą niewiele. Znajomy otworzył dwa lata temu ze znajomymi stoisko z goframi podczas studenckiego festiwalu muzycznego w… Kayseri [dla nieoswojonych: centralna Turcja]. Tradycyjne potrawy tureckie plus hot dogi, hamburgery i lody kręcone sprzedawał się na tony, a stoisko z goframi… poniosło porażkę. Kolega w obliczu rychłego bankructwa przerzucił się po dwóch dniach na biznes lodowy.
Stambuł to w końcu jednak miasto kosmopolityczne, które akceptuje nawet najbardziej dziwaczne kulinarne przepisy. Gofry [najsłynniejsze w Bebek, Modzie, i chyba Ortaköy właśnie] są piekielnie słodkie, makabrycznie olbrzymie i koszmarnie drogie.
Pycha.
Sześć rodzajów czekolady, gęsta śmietana, owoce, żelo-owoce [profanacja gofra – nie znoszę!], kokosowe, orzechowe, pistacjowe i cukierkowe posypki, czyli wszystko to, czego możemy spodziewać się jako dodatków, ale… nie na raz! Turcy tymczasem wrzucają, co się da, wybierają kilka rodzajów czekolady, które pokrywa następnie bita śmietana i kolejne warstwy starannie ugniatanych, lepkich pyszności. Przyjemność kosztuje 7 lira, czyli… 14 złotych [za gofra?!].
[za kolejną wypłatę kupuję gofrownicę]
Profesjonalizm w każdym calu
Kumpir, czyli wrzuć do ziemniaka, co się da i wymieszaj
Jeśli ktoś nie lubi słodyczy, może zamiast gofra [albo przed gofrem…] przekąsić upieczonego, przekrojonego na pół Mega-Ziemniaka, do którego wrzucane są [jak następuje]: sól, masło, ser, a po wymieszkaniu wspomnianych dodatki: oliwki, kiszone ogórki, pomidorki, kukurydza, parówki, kuskus… i wiele, wiele innych. Wszystko odpowiednio posiekane, polane obficie ketchupem i majonezem. Brzmi… zachęcająco, czy wprost przeciwnie?
Kartoflany mix w cenie gofra.
Sztuka tworzenia kumpirówKicz jak z pocztówki
Po ryzykownej uczcie [słono-słodkim mixie] można usiąść z czajem i patrzeć na zachód słońca, w tle którego widzimy:
- dziewiętnastowieczny meczet - Ortaköy Camii
- most bosforski - Boğaziçi Köprüsü
- turystów pstrykających zdjęcia.
ps. niniejszym oświadczam, że jutro wstaję wcześniej i udaję się na wyspę
poniedziałek, 10 marca 2008
Raport Bałwanka
... czyli: podsumowanie lutego
1. Były Walentynki (nie tylko w centrum handlowym)
2. Był kreatywny protest (pozbawionej placyku do jazdy na deskorolce) tureckiej młodzieży
3. Był śnieg, a zatem...
4. ... ludność na ulicach marzła...
5. ... zwierzęta cierpiały...
6. ... palmy prezentowały się gorzej niż warszawska sztuczna siostra...
... po całych dwóch dniach śnieg stopniał, zima odeszła i tak oto... nastał miesiąc marzec