wtorek, 27 grudnia 2016

Stambuł to nie stolica, czyli zacierające się wspomnienia z „brzydkiej” Ankary

Dzielnica Ulus - tu czas się zatrzymał... specjalnie dla turystów


Koleżanka powiedziała kiedyś (już nie pamiętam, czy pół żartem, pół serio, czy zupełnie poważnie), że Ankara to dla niej taki „Nowy Jork Wschodu”. Rodowity stambulczyk by się uśmiał (wielu tak zresztą zrobiło, gdy zaserwowałam im powyższy cytat), a po cichu dodał, że niepisaną stolicą Turcji i tak jest Stambuł. W Ankarze z kolei złoszczą się, że wszystkie inwestycje jadą nad Bosfor, zamiast rozdzielać sprawiedliwie między inne aglomeracje, w tym prawdziwą stolicę właśnie. A także, gdy Stambulczycy reagują na to, że ktoś lubi Ankarę, prychnięciem lub półuśmieszkiem.

Po wakacjach nad Morzem Egejskim i wycieczce do Stambułu trudno jest zachwycić się Ankarą – nie ma co do tego wątpliwości. To miasto ambasad, instytucji, organizacji pozarządowych. Nie ma morza, Bosforu. Nie ma takiego kulturowego bajzla. Półuśmieszek jest więc w pewnym stopniu uzasadniony…

Jak było dekadę temu, gdy odwiedziłam Ankarę po raz ostatni? Tłoczno, gwarno, trochę szaro; ludzie wydawali się barwniejsi niż otoczenie. Mimo - w przytłaczającej większości - ich czarnych zimowych płaszczy.

Mówiąc o Ankarze trzeba oczywiście zacząć od tureckiego punktu programu numer jeden, czyli Anıtkabir, Mauzoleum Atatürka – w przeciwnym wypadku obrażą się tureccy znajomi. Jest też Muzeum Cywilizacji Anatolijskich, które obejmuje zabytki kultur Anatolii od czasów prehistorycznych. Ekspozycja jest imponująca – pamiętam mimo tego, że zwiedzałam ją po nocy spędzonej w autokarze, w którym wycieczce studentów z uniwersytetu Erciyes zachciało się klaskać i śpiewać. Jest historyczny Ulus z zabytkami i gadżetami dla turystów, Çankaya z wieżą Atakule, na szczycie której znajduje się restauracja z panoramicznym widokiem na miasto (obraca się, obraca!).

Są te wszystkie miejsca, choć ja z Ankary pamiętam najlepiej dzielnicę Kızılay i jej centrum imprezowo-handlowe. Koncerty w nieistniejącym już Gölge oraz w jakimś klubie z kurdyjską muzyką, którego nazwy nie pamiętam. „Najlepszą rybę na mieście”… w mieście, które nie ma dostępu do morza. Rozmowę, o tajniakach, którzy podsłuchują w każdej kawiarni i barze, więc w tej, w której teraz siedzimy, na pewno też… Stolicę odwiedziłam siedmiokrotnie podczas pobytu w Kayseri – stanowiła miłą (i konieczną) odmianę od życia w konserwatywnym anatolijskim mieście.
Tylko pięć godzin w takim wygodnym tureckim autobusie międzymiastowym...



... i jesteśmy w stolicy Turcji, a nogi same nas niosą do Mauzoleum Atatürka


Jak na stolicę kraju przystało, dużo się dzieje...


... jak choćby wtedy, gdy przeciw imperializmowi protestuje Turecka Partia Komunistyczna...

sobota, 17 grudnia 2016

Pewnego razu w Anatolii, czyli pamiętnik z miasta Kayseri


Kolejna smutna wiadomość o zamachu terrorystycznym w Turcji – tym razem to nie Stambuł, Ankara, czy południowy wschód kraju, a samo centrum państwa – Kayseri. Miasto położone jest zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od baśniowej Kapadocji, odwiedzanej każdego roku przez niemal milion turystów. Mam do tego miejsca szczególny sentyment – spędziłam w Kayseri osiem miesięcy na Wolontariacie Europejskim (EVS), projekt zakończył się dziesięć lat temu w czerwcu. Oczywiście – wydaje się, jakby to było wczoraj…

Ja i dwie pozostałe uczestniczki programu (z Łotwy i Włoch) mieszkałyśmy na terenie kampusu uniwersytetu Erciyes. Aby udać się do centrum miasta na kurs języka tureckiego wsiadałyśmy codziennie na przystanku autobusowym, na którym eksplodował dziś ładunek wybuchowy, zabijając 14 i raniąc 56 osób.

*

Zima w Kayseri była trudna. Po pierwszym hiper zachwycie (organizatorzy bardzo postarali się, żeby zapewnić nam wygodne życie: miałyśmy osobne mieszkania z ogródkiem i widokiem na szczyt Erciyes) okazało się, że pracy tak naprawdę dla nas nie ma… Co, ku irytacji organizacji goszczącej, było dla nas problemem. Z czasem znalazłyśmy sobie różne zajęcia (kółko teatralne, fotograficzne, ceramiczne… poza pracą, oczywiście), a weekendy spędzałyśmy na podróżach po Turcji.

Jakież było moje zdziwienie, gdy pewnego dnia do naszej trzyosobowej grupy na kursie językowym dołączyła kolejna yabancı… z Polski! W całym Kayseri jest pięciu obcokrajowców na krzyż, w tym akurat dwie Polki! Zbieg okoliczności, których w ciągu tamtego roku nie brakowało.

W Kayseri był wówczas jeden pub. Można było wypić też drinka w hotelu Hilton (pamiętam, że małe piwo kosztowało dziesięć lat temu równowartość 15 złotych), ale… raczej od święta, i chyba w akcie desperacji (lub gdy miały miejsce jakieś wydarzenia – bo miały! – był nawet Efes Blues Festival, a od czasu do czasu ktoś coś pograł przy fortepianie, gitarze, a nawet czasem zaśpiewał). Kto okazał się właścicielem jedynego w mieście pubu? Oczywiście, mąż polskiej koleżanki, jakżeby inaczej!

Księżycowa Kapadocja była ucieczką dla tureckich znajomych z konserwatywnego miasta, którzy na ciekawe imprezy „na mieście” liczyć wówczas raczej nie mogli… Niecała godzina jazdy samochodem i… jesteśmy w turystycznym raju! Knajpa na knajpie, więc losowanie – nie ma zmiłuj, kierowca musi być trzeźwy.

Z Kayseri najbardziej kojarzyć mi się będą nocne autobusowe podróże po Turcji. Czwartek po południu, mały plecak i od dziesięciu do osiemnastu (!) godzin w drodze. Z czasem nawet ja przyzwyczaiłam się do pokracznego snu w autobusowym siedzeniu. Z zafascynowaniem obserwowałam busowych stewardów, którzy dolewali kawy i herbaty, dokarmiali ciastkami, polewali ręce wodą kolońską (dezynfekcja!), spryskiwali pojazd odświeżaczem powietrza, zabawiali marudne dzieci, pilnowali, aby każdy wysiadł na właściwym przystanku.

*

Wiele razy planowałyśmy podróż sentymentalną do naszego-nienaszego miasta – zawsze kończyło się tylko na gadaniu. Może majowy festiwal Cappadox w przyszłym roku? Choć i tak wiemy, że Kapadocja najpiękniejsza jest zimą…

Park Narodowy Göreme - Kapadocja zimą


Wzgórze Erciyes, widok z kampusu uniwersytetu


Kayseri, centrum miasta


Osmański han, książki i kawiarnia, czyli kombinacja doskonała - tu spędzało się godziny...


Yukarı Talas, dawna ormiańska dzielnica


Yukarı Talas i nasi przewodnicy


Widok z Yukarı Talas


Muzeum etnograficzne