Lubisz Şafak? Nie? To
dobrze. Zła pisarka, a do tego orientalistka.
Pamuk? Aha. Bo wiesz, to też straszny orientalista.
A to co, płyta Mercana Dede? Co tak turystycznie i… orientalistycznie?
W pewnym artykule autor-mol
książkowy analizował z przymrużeniem oka okładki popularnych tureckich
publikacji. Aşk (Czterdzieści Zasad Miłości) wspomnianej Şafak: czarna lub różowa, z
sercem w wersji rodzimej (osobna ciekawostka: wydawca zrobił podobno dodruk z „męską”,
czarną okładką, żeby panowie nie krępowali się kupować landrynkowej książki
wyglądającej na typowego harlekina), z meczetem w tle w wersji angielskiej. Kara kitap (Czarna Księga) Pamuka: czarna okładka w wersji tureckiej, i znów
jakieś tam Oko Proroka – dla cudzoziemców. Lista książek
była długa, a przykłady coraz zabawniejsze. Kobiety w czadorach i
Bosfor, klasyczna, fotogeniczna herbatka...
Nawet, gdy orientalistyczne
ozdobniki mają się do treści publikacji jak majonez do kebaba. Ważne, że
przykuwają uwagę giaurów. Znaczy się –
generują dochód…
Wystarczy rzut oka na
grafikę zdobiącą bloga, by narzuciło się pytanie/stwierdzenie faktu: a ta to
nie lepsza?
Lubię tą ilustrację z
trzech powodów: 1.czysto estetycznego (bardzo mi się podoba) 2.nepotyzmu (jeszcze
bardziej lubię osobę, która ją zrobiła;) 3.humorystyczno-eksperymentalnego: jest
zamierzoną kliszą (powstała zresztą w ramach projektu o takiej tematyce), kumulacją
stereotypów na temat Turcji (czador, kebab, muezzin wychylający się z meczetu,
delfiny w Bosforze), przez co wywołuje zwykle uśmieszek zrozumienia wśród
znajomych zagranicznych i większości znajomych tureckich – choć od czterech
(pamiętam!) osób (narodowości tureckiej) mi się… oberwało.
I.
- Czuję się urażony tą ilustracją.
- A jaką byś wolał? (pułapka)
- No, taką normalną
kobietę, na przykład w dżinsach, z rozpuszczonymi włosami…
- A ta jest
nienormalna? (ha, ha…)
- Nie no, nie… Nie o
to… A daj spokój, wiesz przecież, o co mi chodzi! (foch)
II.
(Nielubiana przeze
mnie) znajoma z pracy postuje ilustrację na FB z podpisem (po turecku): oto jak
moja zagraniczna koleżanka promuje Turcję!!! (plus parę obelg pod adresem
kobiet noszących czadory). Koleżanka jest mało refleksyjną osobą (daruję sobie
przykłady), mimo to wyjaśniam grzecznie pod jej postem pomysł i ideę projektu.
W ramach odpowiedzi usuwa mnie ze znajomych (smuteczek).
III.
Turecki czytelnik (?)
bloga (oby nie poprzez google translate,
błagaaam…) napisał kiedyś w komentarzu, że Turcja to nie Arabia Saudyjska i że
powinnam natychmiast usunąć ilustrację. Było to zaraz po wykasowaniu mnie przez
wrażliwą znajomą z pracy, nie chciało mi się odpowiadać i tłumaczyć… więc nie
odpisałam i nie wytłumaczyłam.
IV.
- Taka orientalistyczna
ta fotografia…
- Wiem.
- ?
- Taka miała być.
- Ale dlaczego?
- Bo ja jestem orientalistką :)
- …
- ?
- No, bez komentarza...
- :) :) :)
- Może mi jeszcze
powiesz, że Pamuka lubisz…
Tym literackim akcentem
zakończę, sięgając po Czarną Księgę
(żeby nie było – w wersji tureckiej;)
Swoją drogą, nie
pamiętam, jaką ma okładkę… moja przesiąknięta do cna orientalizmem dusza nie raczyła tego zauważyć:)
8 komentarzy:
Hahahah :) Jak zwykle dobry wpis i nieco tym razem przekorny. Podoba mi się ;)
nie ma to jak wena gorączki sobotniej nocy ;)
Ja tam lubię te twoja grafikę na samej górze, fajna jest
czarny romantyzm, ha ha :) fajny blog, Kasia!
kiedy będzie więce jzdjęć autorki bloga...?
a, taki ekshibicjonizm to tylko na fejsbuku!
Ilustracja jest świetna. A Turcy, ah Turcy! Do 'mojego' wąsa też się ostatnio przyczepili. Chyba tylko dumny hilal nie uraziłby ich wrażliwości :)
wąs jest świetny!
a swoją drogą, pamiętam Twoją ilustrację z herbatą i tureckim mężczyzną (I like my tea how I like... itd.) - na to się chyba nie obrazili, co?;)
Prześlij komentarz