Zimno. Przejmujący chłód spowodowany legendarną stambulską wilgotnością powietrza: upalne, lepkie lata i przeszywające kości, wietrzne zimy. I tak źle i tak niedobrze.
Zimno. Nie ma długich
spacerów nad Bosforem. To znaczy są, ale wicher wieje w twarz, a zacinające
krople lodowatych kwaśnych deszczy uderzają z łomotem o policzki.
Zimno. Nie ma pływania
w Morzu Czarnym lub wątpliwej czystości Morzu Marmara. Nie ma pływania wcale,
bo trudno w okolicy o porządny, olimpijski basen. Nie ma grzania się na
słonecznych plażach, nie ma zmrożonych napojów pod palmą, nie ma oszronionych
drinków, nie ma różowych zachodów słońca, bo i słońca nie ma. W ciemności zachodzi,
dzień z nocą się zlewa. Obrzydlistwo.
Zimno. Wspaniała
wymówka dla introwertyków. Brak ochoty na socjalizację kwituje się krótkim: za zimno-za ciemno-za straszno. Albo: są
korki (bo pada). albo: będą korki (bo będzie padać).
Zimno. Można bez
wyrzutów sumienia spędzić wieczór (ba, nawet sobotni wieczór!) na kanapie, pod kocem, z książką w ręku. Latem
nie wypada. Latem jest za ładna
pogoda, trzeba więc korzystać i być
cały czas na zewnątrz. Gorączka
letniej sobotniej nocy spędzona w domu? Profanacja wakacji.
Zimno, ale bez śniegu
ani mrozu. W największych porywach ziąbu temperatura oscyluje wokół zera, śnieg
roztapia się, pozostawiając po sobie zwykle szybko topniejącą breję. Uprzykrza zresztą
życie tylko kilka dni w roku. Wolność od „puchowej pierzynki” – nieporównywalny
z niczym innym luksus.
Zimno? To jeszcze nic. Źle? Bez obaw, będzie gorzej.