Jest takie ładne tureckie określenie, metafora słomianego zapału, nieszkodliwego gdybania, planów wartych złamanego grosza, obietnic bez pokrycia. „Rozmowy przy stole rakı”, czyli, kto wie… a nuż się coś zrealizuje, najlepiej samo z siebie.
Wertując stare posty natknęłam się na takie oto cuda wianki z roku pańskiego 2007 (które, czerwieniąc się ze wstydu oraz z powodu upałów, zamieszczam poniżej).
Plany na najbliższe tygodnie:
1. przepłynąć się do Anadolu Kavağı. Promem (odhaczone)
2. zobaczyć w końcu Dolmabahçe (odhaczone)
3. zobaczyć w końcu Muzeum Archeologiczne (NIEzrealizowane: ale może, „w końcu”…)
4. wejść wreszcie na Galatę (którą mijam codziennie) (NIEzrealizowane: nadal ją mijam i nadal na nią nie weszłam)
5. wejść do co najmniej pięciu meczetów (których nazw nie chce mi się wymieniać) (NIEzrealizowane: trzeba było wymienić, bo teraz nie pamiętam, o co mi chodziło)
6. wybrać się na nargile do Tophane (odhaczone)
7. wybrać się do kilku synagog i kościołów (odhaczone… chyba)
8. wybrać się raz jeszcze do Ortaköy (tym razem w miłym towarzystwie), zobaczyć ten piękny meczet, obejrzeć zachód słońca i zrobić sobie podrabiany tatuaż z henny (obrzydliwie pretensjonalno-sentymentalny punkt odhaczony częściowo – w meczecie nie byłam nadal: patrz punkt 5; pseudo-tatuażu sobie nie życzę)
9. zaryzykować życie w hamammie (odhaczone częściowo: hammam mam teraz we własnym domu)
10. no i zjeść... gofry w Bebek (nie ma co, bez tych gofrów nie wyjeżdżam ze Stambułu; na razie były gofry w Modzie) (NIEzrealizowane: co za gofry?! nic to, nie wyjadę, dopóki nie przekonam się na własnym żołądku).
Morał? Lepiej bez ponoszenia konsekwencji gdybać przy stole rakı niż spisywać listy niemożliwych do zrealizowania postanowień i do tego je upubliczniać. W końcu, jak głosi tureckie powiedzenie, söz gider, yazı kalır (słowa ulecą, pismo pozostanie). Po co kolekcjonować przeciwko sobie dowody lenistwa i braku konsekwencji…
2. zobaczyć w końcu Dolmabahçe (odhaczone)
3. zobaczyć w końcu Muzeum Archeologiczne (NIEzrealizowane: ale może, „w końcu”…)
4. wejść wreszcie na Galatę (którą mijam codziennie) (NIEzrealizowane: nadal ją mijam i nadal na nią nie weszłam)
5. wejść do co najmniej pięciu meczetów (których nazw nie chce mi się wymieniać) (NIEzrealizowane: trzeba było wymienić, bo teraz nie pamiętam, o co mi chodziło)
6. wybrać się na nargile do Tophane (odhaczone)
7. wybrać się do kilku synagog i kościołów (odhaczone… chyba)
8. wybrać się raz jeszcze do Ortaköy (tym razem w miłym towarzystwie), zobaczyć ten piękny meczet, obejrzeć zachód słońca i zrobić sobie podrabiany tatuaż z henny (obrzydliwie pretensjonalno-sentymentalny punkt odhaczony częściowo – w meczecie nie byłam nadal: patrz punkt 5; pseudo-tatuażu sobie nie życzę)
9. zaryzykować życie w hamammie (odhaczone częściowo: hammam mam teraz we własnym domu)
10. no i zjeść... gofry w Bebek (nie ma co, bez tych gofrów nie wyjeżdżam ze Stambułu; na razie były gofry w Modzie) (NIEzrealizowane: co za gofry?! nic to, nie wyjadę, dopóki nie przekonam się na własnym żołądku).
Morał? Lepiej bez ponoszenia konsekwencji gdybać przy stole rakı niż spisywać listy niemożliwych do zrealizowania postanowień i do tego je upubliczniać. W końcu, jak głosi tureckie powiedzenie, söz gider, yazı kalır (słowa ulecą, pismo pozostanie). Po co kolekcjonować przeciwko sobie dowody lenistwa i braku konsekwencji…
2 komentarze:
Ja wiem, ze sie nie znam, ale jak dla mnie calkiem duzo z tego zrealizowalas :)
w sumie te postanowienia to sama przyjemność, więc jak najbardziej do realizacji:)
życie & podróże
gotowanie
Prześlij komentarz