Śnieg to czy deszcz, ulewna wichura czy puchowa zawierucha – efekt zawsze ten sam.
Wybredny Stambuł krzywi się na oberwanie chmury. Grymasi pod ciężarem białej pierzyny. Wariuje pod wpływem niesprzyjających warunków atmosferycznych. A wraz z nim wpadają w panikę miliony jego zdezorientowanych mieszkańców…
Kilkucentymetrowa warstewka śniegu komentowana jest na wszystkich kanałach telewizyjnych i radiowych, w każdej niemal gazecie codziennej. „Kar geliyooor!” (nadchooodzi śnieg!) – niewinne to stwierdzenie kryje w sobie zwiastun nie lada kataklizmu. I choć zwykle więcej jest medialnego szumu niż śniegu, rok 2012 zdążył już utrzeć Stambulczykom nosy. Czerwone i lodowate od przymrozków.
Przerwy w dostawie elektryczności, problemy z ogrzewaniem mieszkań (dotyczące zresztą nielicznych SZCZĘŚLIWCÓW, jak choćby tych mieszkających na dostarczającym nieustannie wrażeń Beyoğlu…) – wszystko to wynagradza przymusowy urlop. Dostępny jednak tylko wybrańcom, do których zaliczają się pracownicy placówek oświatowych (pod warunkiem, że otrzymują stałą pensję, a nie wynagrodzenie oparte na przeprawowych roboczogodzinach…).
Dzieci za to „roześmiane stawiają bałwana”, biegną İstiklalem z rozdziawionymi buziami, połykają płatki śniegu – nawet zapalenie gardła nie przyćmi radości z takich przymusowych wakacji…
Wybór tematu niezupełnie przypadkowy – na jutro zapowiadane są opady śniegu. Kilku tureckich znajomych już zdążyło ostrzec mnie przed nadchodzącą katastrofą („Nie wychodź z domu jeśli NIE MUSISZ”), a ja (zupełnie dobrowolnie) wybieram się rano… na azjatycką stronę miasta.
Powiało grooooząąą…?!?
1 komentarz:
Ach! Ależ tęsknię za Stambułem!
Prześlij komentarz