Lizbona
Dobry wieczór, nadaje dziś dla
Was Lizbona, mniejsza siostra Stambułu. Mimo pozornych podobieństw wiele nas
różni. Zaraz lecę z turystami na fado,
ale zdążę jeszcze wrzucić ze dwa słowa.
Łączą nas podobne traumy: trzęsienia
ziemi i niedawna wielkość, do której został nam objawiający się melancholią
sentyment – jego hüzün i moje saudade. Nie przestajemy wracać do
słodko-gorzkiej przeszłości, zwłaszcza w długie, zimowe wieczory. Radzimy sobie
z nią duble rakı i porto, przy dźwiękach muzyki, które
docenią tylko nasze nostalgiczne dusze.
Autentyczność, do której ciągną masy – z jednej strony chcemy się
jej pozbyć, żeby nie zadeptały niknącej na naszych oczach magii dawnych epok, z
drugiej – schlebia nam ich uwaga, więc kokietujemy jeszcze bardziej. Bo kto zabroni
takim eks-imperiom?
Jesteśmy położeni na siedmiu
wzgórzach – już to świadczy o tym, jak wyjątkowy scenariusz napisała dla nas
Opatrzność – los jest zresztą u nas bardzo istotny: kader oraz fatum ciążą na
naszej przyszłości.
Żyjemy zawieszeni gdzieś pomiędzy
tym, co było, a tym, czego nie będzie – może stąd intensywność naszej
teraźniejszości. Doceniamy pozorną zwyczajność codziennych chwil, nie próbując aż
tak bardzo gonić za pędem współczesności ku coraz większej wydajności. Nie schlebiamy
gustom. Jeśli w znanej od pokoleń restauracji zamówisz krewetki bez oczu lub do rakı
dolejesz coli, nic tu po tobie, przypadkowy włóczęgo!
Jesteśmy organizmem stadnym – to ludzie
i relacje są źródłem naszej siły i powodem wyjątkowości. Mamy zawsze czas na
powitania i długie rozmowy. Nie lubimy tylko pożegnań.
A ty, kiedy znów wpadniesz do nas
na lampkę wina?
Stambuł
Siostra zapomniała o tym, co nas
rzekomo dzieli, bo jest jeszcze bardziej roztrzepana ode mnie.
To zresztą błahostki. Posmak orientu
w wersji afrykańskiej lub bliskowschodniej: zamek Maurów tam, meczety mistrza
Sinana tu. Wezwania muezzina do modlitwy zamiast dźwięku dzwonów katedry.
Jej rzekę mylicie w końcu z oceanem,
mój Bosfor – z morzem. Czy nie łatwiej o dowód na to, że jesteśmy spokrewnieni?
Post powstał po dwutygodniowym pobycie w Lizbonie.