Zabawnie
pisze się podsumowanie lata siedząc w nadmorskiej kawiarni, gdy temperatura
wynosi nadal 30 stopni, a słońce nigdzie się jeszcze nie chowa – co najwyżej my
chowamy się przed nim w cieniu parasola. Nie oszukujmy się jednak – największe
upały mamy za sobą, a telefon straszy mnie, że w piątek zachmurzy się na cały (!) dzień,
dołączę więc do koleżanek z klubu Polki na Obczyźnie i pożegnam dla Was lato.
Bo
każdego roku się oszukuję: zaprzeczam, wmawiam sobie i innym, że mamy jeszcze
tyle czasu, że będzie jeszcze pięknie! – tak jak wczoraj, gdy wyciągnęłam
znajomą na dwugodzinny spacer. Dotarłyśmy do położonej nieco dalej od centrum
promenady i znów poczułam się jak w nieznanym, nadmorskim miasteczku – stan
idealny, bo uwielbiam nowe miejsca.
Miejsce lata
Całe
wakacje spędziłam jednak w mojej – jeszcze nowej, bo zamieszkałej przeze mnie
dopiero od 15 miesięcy – nadmorskiej miejscowości. Przeprowadziłam się tu rok
temu w poszukiwaniu spokoju, kontaktu z naturą, codziennych spacerów i wszystko
to niewątpliwie znalazłam... latem. Zimą brakuje mi wielkomiejskiego chaosu,
jaki w zdwojonych dawkach oferuje Stambuł. Chaosu, który odwraca uwagę od
niesprzyjającej aury. Już niedługo będę miała okazję ponownie się o tej
tęsknocie przekonać, na razie jednak skupmy się na ostatnich podrygach lata i wyobraźmy
sobie plaże, promenady oraz... wyspy.
Napój lata
Wino
z Bozcaada to pamiątka kupowana przez stambulskich turystów równie chętnie co
oliwne mydełka, przyprawy i lokalne przetwory. Ta niewielka wyspa to winogronowy raj – owoce są
przepyszne, robi się z nich równie smaczne – i tanie! – wino – butelkę można
kupić już za około 5 euro. O serwującą je za niewiele więcej winiarnię można (trzeba?)
zahaczyć w drodze powrotnej z plaży do centrum miasteczka.
Danie lata
Z
wakacjami kulinarnie kojarzą mi się ryby – macie teraz przed oczami wspomnienie
smażonej flądry znad Bałtyku, prawda? Çanakkale to miasto sardynek, których
sezon przypada właśnie na letnie miesiące, między czerwcem a wrześniem. Staram
się jeść ryby świeże i lokalne, z grilla lub piekarnika,
skrapiane cytryną i podawane z bukietem zieleniny – szybko, smacznie i – oby – zdrowo. Mam wielką słabość do owoców morza, niestety, także do pochłaniających
metale ciężkie małży, które połykam ze smakiem naprawdę od święta. W tureckiej
wersji midye wypełnia się
przyprawionym ryżem, a rekordziści pochłaniają ich nawet kilkadziesiąt.
Hajlajt(y) lata
Polsko-tureckie
wesele wyrwało mnie z leniwej wakacyjnej strefy komfortu. Dzięki temu, że stambulscy
znajomi zdecydowali się na imprezę na zachodnim wybrzeżu, odwiedziłam dwie
nadmorskie miejscowości, od dawna na mojej liście must see. Wydawałoby się, że większość egejskich destynacji, nawet
tych najpiękniejszych, jest do siebie bliźniaczo podobna i niczym nie potrafią
zaskoczyć starych tureckich wyjadaczy, ale... one są po prostu takie ładneee!
Pobyt
w Eski Foça przedłużył się z planowanych dwóch do trzech nocy – częściowo za
sprawą uroku tej małej, wakacyjnej miejscowości, częściowo w rezultacie post-weselnej
regeneracji (ekhm...). Dobrze było spotkać dawno nie widziane stambulskie
grono w zrelaksowanych, nadmorskich okolicznościach przyrody. Dlatego w drodze
powrotnej postanowiłam urozmaicić sobie jeszcze koniec lata kolejnym wakacyjnym rajem
– wyspą Cunda. A co!
Innego rodzaju "rodzynkiem lata", bardzo dla mnie ważnym, była publikacja mojego pierwszego zbioru opowiadań przez Wydawnictwo Mamiko. Większość tekstów napisałam cztery lata temu, ale dopiero teraz poczułam, że jestem gotowa je pokazać. No to pokazałam:) – zainteresowanych zapraszam na MOJĄ STRONĘ.
Lołlajt lata
Aż
trudno w to uwierzyć, ale... woda! Wydawała mi się dużo zimniejsza niż rok
temu, co potwierdziła odwiedzająca mnie przyjaciółka, choć... może już nam się w
głowach od tego plażowego dobrobytu poprzewracało? Kiedyś pływałyśmy przecież w
Bałtyku! Gdzie ta dawna siła woli, hart ducha? W tym roku dużo mniej niż w ubiegłym
spędziłam więc w wodzie – jeśli już do niej wchodziłam, to na szybki "sprint", by
potem dygotać zębami na rozgrzanym – na szczęście – piasku. Takie to plażowe
dramaty-dylematy musiałam przeżywać tego lata, skandal!
Zdjęcie lata
Mam
ich setki, jeśli nie tysiące. Decydując się na jedno wybieram pożegnanie lata,
czyli sentymentalny zachód słońca na wyspie, którym witałam wakacje na początku
maja.
Za
rok chciałabym spędzić lato... w Polsce! Na wydarzeniach literackich, od
czerwcowego Big Book Festival po październikowy Kraków z jego festiwalem Conrad.
Takie inspirujące lato marzy mi się od dawna, dlatego w przyszłym roku sprzedam
turkus morza i cień palm za kilka miesięcy literackiej uczty.
Są może chętni na
taką wymianę?
Wczoraj
o swoich wakacyjnych wspomnieniach pisała Martyna z Życie w rytmie slow a jutro Polki na Obczyźnie zapraszają na bloga Wioli – Wiosway. Miłego, jeszcze letniego, czytania!