Nie ma mnie w Stambule, bo jestem w okolicy Troi. Chętnie znajdowałabym
się w wielu miejscach na raz: budziła na karaibskiej wyspie, po porannej
kąpieli w oceanie szła do biura wypłacającego pensję w funtach, by po pracy
skoczyć na wernisaż do stambulskiej galerii. Albo koncert do jazzowego baru w
Londynie lub Nowym Jorku.
Jestem jednak pod Troją, gdzie galerii znacznie mniej niż w mojej
dawnej stambuskiej dzielnicy. Często odbywają się tu koncerty, czasem nawet
jazzowe. Nie ma mnie w wielu miejscach na raz – jestem więc w tej jednej
jedynej Troi, choć konie trojańskie widziałam dwa – jeden pręży się na terenie
pozostałości starożytnych ruin. Drugi – mniejszy, za to w centrum miasta, na
wprost hotelu o nazwie – nomen omen Troja – brał nawet udział w filmie z Bradem
Pitem. Lucky horse.
Nie ma mnie w Stambule, choć byłam tam na chwilę miesiąc temu i będę pewnie
za kolejny, bo nie mogę usiedzieć długo w jednym miejscu. Szkoda, że pracuje
się regularnie, od-do, zamiast wtedy, gdy ma się czas, energię i ochotę. Ja na
przykład mam je często, jeśli robię sobie krótkie przerwy od rutyny. Znudzone
powtarzalnością dziecko kombinuje: może chociaż w drodze powrotnej do domu wejść
na to duże drzewo? Zgadzam się z tym dzieckiem, i swoim wewnętrznym dzieckiem również.
Trzeba czasem wdrapać się na drzewo, a nawet spektakularnie z niego spaść,
żeby zobaczyć pozornie dobrze znany świat z innej perspektywy: liściastej
korony, potłuczonego tyłka. Tylko komu chce się tak eksperymentować? Nikt za to
nie głaszcze, przynajmniej na początku. Na nagrodę trzeba sobie ciężko
zapracować, czasem nigdy się jej nie dostanie – przynajmniej w tradycyjnym tego
słowa znaczeniu. Trzeba samodzielnie ją zdefiniować, rozpoznać i zdobyć –
niezależnie od tego, czy rozentuzjazmowany tłum klaszcze, czy wychodzi z naszego
przedstawienia ziewając.
Siedzę więc w towarzystwie trojańskiego konia i oboje zastanawiamy się, na
jak długo lokalna cieśnina zastąpi mi Bosfor. Koń twierdzi, że wytrzymam do
września. Jeśli przegram zakład, mam napisać o nim osobnego posta na blogu. Trzymajcie kciuki.