wtorek, 20 maja 2014

Derwisze zawirują do Warszawy

Przyjdź, przyjdź ponownie.
Kimkolwiek jesteś, przyjdź.
Czy jesteś poganinem, czcicielem ognia czy bałwochwalcą, przyjdź.
Przyjdź, nawet jeśli złamałeś swą obietnicę setki razy.
Naszą jest przystań nadziei.
Przyjdź takim, jakim jesteś.

Rumi

http://www.dervisevi.com/

28 maja, godzina 19. Sala Kongresowa, Pałac Kultury i Nauki w Warszawie.

Czytelników bloga uprasza się o zanotowanie sobie powyższej daty.

Z okazji 600. rocznicy stosunków dyplomatycznych między Polską a Turcją odbędzie się koncert tureckiej muzyki sufickiej i pokaz tańca wirujących derwiszy bractwa Mevlany. Mam do rozdania 6 podwójnych zaproszeń dla Czytelników. Impreza zamknięta, chętnych proszę o pisanie w komentarzach poniżej lub na podany w moim profilu adres e-mail. Więcej informacji na temat wydarzenia na stronie Poznaj Turcję (Biuro Radcy ds. Kultury i Turystyki Ambasady Turcji). Zdecydowanie polecam uwadze.

Odwiedzających Stambuł zachęcam też do wizyty w Muzeum Galata Mevlevihanesi. Jestem małym sufickim świrem, uwielbiam atmosferę tego miejsca, mogłabym w nim spędzić długie godziny. Podobnie jak w mauzoleum Mevlany w Konyi, którą odwiedziłam kilka lat temu. Miasto magiczne, zamieszkiwane przez Hetytów, Frygijczyków, Persów, Greków, Rzymian, Turków Seldżuckich, Mongołów... Tutaj właśnie żył i nauczał wielki poeta oraz mistyk, Mevlana (tur.: Nasz Mistrz), Dżelaluddin Rumi, do którego grobu ściągają nadal pielgrzymki wiernych. Oraz równie liczne rzesze turystów, w tym fanów książki Czterdzieści zasad miłości. Powieść o Rumim (którą wszystkim spragnionym orientalnych smaczków polecam).

Wirowanie (sema) to medytacja w ruchu, modlitwa. Derwisze ubrani są w długie, białe suknie imitujące całun, który symbolizuje pochówek ego oraz wysokie nakrycia głowy (nagrobek ego). Wirują z prawą ręką uniesioną w górę (błogosławieństwo i energia z nieba), lewą skierowaną ku ziemi, od której pochodzimy. Ciało kręci się od strony prawej do lewej, w kierunku serca. Widziałam ceremonię sema kilkakrotnie. Dwa razy w stricte turystycznej wersji, w restauracjach księżycowej Kapadocji (mimo komercyjnego charakteru pokazów "do kotleta" – wrażenia niesamowite), raz na pokazie w stambulskim amfiteatrze Harbiye.

Tym bardziej żałuję, że nie będzie mi dane zobaczyć warszawskiego pokazu artystów z Konyi. Dlatego wszystkich zainteresowanych (lub choćby trochę zaintrygowanych) szczerze namawiam na udział w tej magicznej ceremonii. Gel, ne olursan ol, gel.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
21.05.14 Zaproszenia otrzymują: Sylwia Sygnowska, Monika Żychlińska, Dorota Stefańska, Aleksandra Kane, Paweł Zacharewicz oraz Anna Golas. Miłego wirowania!

czwartek, 8 maja 2014

Melodramat z wyższej półki

 

Natknęłam się na niego w mojej uliczce.

Wychodziłam właśnie z domu. Minął mnie w sekundę, po kilku kolejnych szliśmy już gęsiego – ja krok w krok, parę metrów za nim. Typowa scena z jego filmów. Tyle, że na ekranie to mężczyzna śledzi kobietę. Do tego z premedytacją, a nie dzięki miłemu zbiegowi okoliczności.
W realu przypadkowym prześladowcą okazałam się być  ja.

Uwielbiam tureckie współczesne kino. Zeki Demirkubuz, Nuri Bilge Ceylan, Semih Kaplanoğlu, Reha Erdem, Özcan Alper, Seren Yüce. Wielu Turków nie widziało ich filmów, kojarzą niektóre z wymienionych nazwisk. Z kolei znajomi z innych krajów często dobrze znają wspomnianych reżyserów. W końcu Bal (Miód) oglądałam w londyńskim kinie.

Wzburzone jak bohaterowie porywiste wody Morza Czarnego lub wyschnięta jak ich serca ziemia południowo-wschodniej Anatolii. Jakikolwiek turecki film, którego bohaterowie przemierzają Turcję wzdłuż i wszerz, przedzierają się przez czarnomorskie lasy i chaszcze lub podróżują przez anatolijskie wioski, jest w stanie mnie usatysfakcjonować. Wystarczą melancholijne krajobrazy, pełen życiowych rozterek milczący bohater i smętna muzyka w tle. Nawet dialogi okazują się wtedy zbędne. Lokalny dolmuş pruje przez odrealniony, księżycowy krajobraz. Czujemy smutek nagich skał. Wyschniętej ziemi. Skarłowaciałych drzewek. I tak jak bohaterom chce nam się płakać, by te drzewka choć trochę orzeźwić.

Łzy, krzyk i przepychanki, nie tylko słowne. Rwanie włosów, zdrady, rodzinne sekrety. A wszystko to w najlepszym, wcale nie serialowym, wydaniu. Stare miłości, które nawet po dekadach nie rdzewieją. Smutne powroty w rodzinne strony, gdzie raczej nikt już nie czeka lub tylko z przyzwyczajenia częstuje herbatą. Wypłowiałe wspomnienia z dzieciństwa, rozczarowanie przeszłością, teraźniejszością i przyszłością - już na zapas, w pakiecie.

Tak, tureccy filmowcy to arcymistrzowie dramatu. Wirtuozi budowania napięcia.

Sami się proszą, żeby ich potem śledzić...