Jeszcze tam pojadę, nie ma się co spieszyć – myślisz sobie, leniwy człowieku, a tu siedem lat jak z bicza strzelił. Muzeum Archeologiczne nadal nieodwiedzone, szlaki na północ od Üsküdar nieprzetarte… To, że wielu lokalsów nie widziało nawet Bosforu, a jeszcze liczniejszej grupie obiboków nie chciało się przekroczyć murów pałacu Topkapı, stanowi marną wymówkę dla stambulczyka z wyboru. Trudno winić zimowe rozleniwienie – słoneczna, niemal wiosenna pogoda rozpuszcza mieszkańców i nastawionych na chłodniejsze powitanie turystów. Czas? Znajdzie się zawsze, a weekend przesunięty na poniedziałek tylko umila wycieczki. Bez deptania po piętach podróżuje się po Stambule dużo przyjemniej.
Beykoz. Ta zielona (jeszcze), pokaźnych
rozmiarów dzielnica, leży na północnym wschodzie azjatyckiej części miasta; to
tu Bosfor łączy się z Morzem Czarnym. Spacer z Paşabahçe (gdzie znajdowała się
fabryka pięknych szklanych wyrobów tureckiej marki o tej samej nazwie) do
Ortaçeşme chciałoby się uwieńczyć zasłużonym, pasującym do okoliczności
posiłkiem. Nie wypada wyjechać z dzielnicy rybackich wiosek bez konsumpcji
ryby! Po drodze setki kutrów, łodzi, małych rybnych knajpek, większych rybnych
restauracji oraz… aile çay bahçesi. Rodzina (aile), herbata (çay) i ogród (bahçe) jakoś marnie się komponują z rybą. Spacer
przedłuża się więc, bo o kombinację balık (ryba), İstanbul
Boğazı (cieśnina Bosfor) i bira (piwo) w Beykozie „zor” (trudno), jak powiada sprzedawca sklepiku, w którym kupić można
także piwo. Potwierdzają to zachwalający swoje rybne knajpy: „balık, kahve,
cappucinooo…!”. „No… bez przesady” – myśli żołądek.
Za namową sklepikowego znawcy-sprzedawcy
turystyczne nogi kierują się w stronę Anadolu Kavağı, małej rybackiej wioski
położonej nad jedną z najwęższych części cieśniny. Pędzący wąskimi,
malowniczymi dróżkami autobus miejski linii Kavacık-Anadolu Kavağı i jego
wesoły kierowca-kamikadze dowożą bezpiecznie na miejsce. Turystyczny klimat
wioski bije po oczach na dzień dobry: już na przystanku przedsiębiorczy taksówkarz
zaprasza do swojego wozu, a parę metrów dalej… zaczyna się prawdziwa walka o
klienta. Anadolu Kavağı bazuje na turystach i zawartości ich kieszeni, trudno
więc dziwić się naganiaczom z prawie pustych o tej porze tygodnia
(poniedziałek) i roku (mimo pogody jednak kalendarzowej zimy) knajp, którzy niemal
biegną (!) za głodnym (inna opcja nie zostaje przewidziana) przyjezdnym, krzycząc
słowo „ryba” we wszystkich językach świata.
Niekrzycząca i niebiegająca
obsługa jednej z mniejszych restauracji zostaje nagrodzona obecnością ceniących
sobie wolny wybór trzech polskich turystów, którzy po konsumpcji grillowanych
kalmarów, małży, sałatki oraz piwa wiadomej marki udają się w ponad godzinną
podróż powrotną promem. Bilet z Anadolu Kavağı do Eminönü: 15 lira (w obie
strony: 25), wrażenia z podróży: bezcenne.