Można ją kochać albo z
jeszcze większą pasją jej nienawidzić. Nie ma mowy o mieszanych uczuciach. Lwie
mleko, turecki odpowiednik ouzo, wódka anyżowa. Zwał jak zwał – rakı to nie tylko 45
procentowy turecki trunek narodowy. Rakı to
instytucja.
U
mnie zaczęło się od nienawiści. Szczerej i wieloletniej. Od samego zapachu
robiło mi się słabo. Pamiętam pierwszy węch i pierwszą myśl – anyż, a fuj! Podejrzane podobieństwo do znienawidzonego ouzo,
którego szklaneczkę sączyłam z grzeczności (poczęstowana przez miłą panią
rezydentkę) na wakacjach w Grecji. Wzdrygałam się na samą myśl o przymusowej
konsumpcji („No weź, spróbuj choć łyczek! Na pewno w końcu się przekonasz…”). Pierwszy
i zwykle ostatni haust powodował grymas twarzy, dreszcze i zarzekania, że „już nigdy
więcej”.
Mleko dla odważnych mężczyzn
Słowo rakı pochodzi z arabskiego – araq oznacza w tym języku… pocenie się, które ma podobno odnosić się do skraplania zachodzącego w czasie procesu destylacji trunku. Przy piciu rakı można się też nieźle napocić.
Rakı zwie
się lwim mlekiem (aslan sütü) – do szklanki
wlewa się alkohol (rakı pojedyńcza: tek lub podwójna: duble) i dodaje zwykle zimną wodę. Powstaje mieszanka w kolorze
mętnej bieli – barwy lwiego mleka, najwyraźniej… Potem już tylko lód, wedle
uznania – i do dzieła. A raczej picia.
Rakı
produkowana jest z winogron (Tekirdağ
Rakısı) lub rodzynek (najpopularniejsza w Turcji Yeni Rakı). Zdecydowanie
bardziej oldskulowa musi być aż 50 procentowa Kulüp Rakısı („normalna” rakı
ma 45 procent). Albo rakı z fig,
spożywana głównie na południu Turcji.
Przy stole rakı…
...oczywiście pije się i je, ale też gada i wymyśla plany, najambitniejsze z ambitnych. Stół ugina się od zimnych i gorących przystawek (meze), a język nie nadąża za przychodzącymi do głowy z prędkością światła genialnymi pomysłami biesiadników. Fantasmagoriom przyklaskują zgodnie wszyscy, logiczne myślenie pozostało przecież za drzwiami wejściowymi do meyhane.
Rakı
piję rzadko i czuję się po niej świetnie. Nie wiem, czy dzięki odpowiedniemu
towarzystwu, instynktowi samozachowawczemu i względnemu umiarowi (ostrzeżenia tureckich
znajomych: „z rakı trzeba uważać, to
nie jest ZWYKŁY alkohol”, w tym
uwaga przerażonej uczennicy, która, widząc, jak piję rakı bez jedzenia, prawie wyrwała mi szklankę z ręki: „Hocam, tak nie można!”), odpowiedniej konsumpcji meze, czy raczej temu, że na koniec nie zamawiam nigdy… piwa. Tak,
drodzy państwo, jakby picia i jedzenia było mało, wielu bywalców meyhane na koniec takiej wielkiej uczty
musi rakı zapić piwem. I stara
mądrość ludowa (pijemy coraz mocniejsze trunki, nigdy odwrotnie) bierze w łeb.
Ach te różnice kulturowe.
Ach te różnice kulturowe.