„Płyniecie na
wyspy? W taką pogodę…?!”
Jednej z
ostatnich nocy Stambuł doświadczył burzy najdziwniejszej z możliwych.
Czterogodzinne, regularne błyski, zero deszczu.
I tylko czasem…
coś tam… kiedyś… pod koniec… nieśmiało grzmotnęło.
Tak było w
Europie.
Co ciekawe,
również znajomi po drugiej stronie Bosforu zarzekali się, że Azja nie
uświadczyła ani kropelki deszczu. Gdzie więc lało i trzaskało? Być może burzowe
epicentrum znajdowało się w samej Ankarze.
A może nie była
to wcale burza…
Teorie spiskowe
na temat podejrzanych zjawisk atmosferycznych oraz pozbawiająca złudzeń
prognoza pogody na dzień następny nie zdemoralizowała jednak zmotywowanej grupy
żądnej wyspowych wrażeń.
Nie ma, że
potencjalny deszcz, wichura i trzaskanie piorunów.
Wyruszyli.
Bez
parasolek, za to pełni dobrych przeczuć.
„Fajnie
płynąć w taką pogodę, zawsze tylko słońce, upał, błękitne niebo. Nuda. Będzie
miła odmiana!”
Dopiero
po chwili zdaję sobie sprawę, ze rzucone bezmyślnie słowa mogą zostać odebrane
jako czysta złośliwość przez dwójkę turystów, którzy odwiedzili Stambuł tylko
na kilka dni. I, jak to czasem bywa, mieli pecha.
Szczęśliwie
aura okazała się łaskawsza niż tureckie pogodynki.
Mroczne
niebo, nieprzenikniona mgła, groźne chmurzyska – natura krzyczała wręcz: chować
się, nadchodzi deszczowe katharsis!!!
Złowieszcze
podmuchy wiatru okazały się tylko straszakiem.
Nie
spadła ani kropelka, nie nadeszła wichura stulecia, nie odwołano promów.
Słowem,
nie wydarzyło się nic wartego obaw i lęków.
A
szkoda, bo sceneria aż się prosiła…