czwartek, 26 kwietnia 2012

Beyoğlu jako plac budowy


Pewnego listopadowego poranka, przemierzając w półśnie/półjawie swoją wąską uliczkę, przebudziłam się na widok wyrosłej mi przed oczami okazałej budowli. Kto wymienił swojską ruinę na ekskluzywny apartamentowiec? Wystarczył pracowity weekend (wracam wtedy do domu zmordowana, patrząc uważnie pod nogi, żeby nie potknąć się ze zmęczenia) aby przegapić tajemniczą, i (mimo wszystko jednak) podejrzaną metamorfozę betonowego straszydła?

Wiertła wiercą, młotki stukają, gwoździe się wbijają. Buldożery burzą a sypiący się tynk kurzy. Beyoğlu przeżywa renowację totalną. Niekiedy na granicy średnio kontrolowanej demolki. Niepokojąca architektura Beyoğlu może zachwycać, może też przyprawiać o dreszcze. Niepewne swej konstrukcji chybotliwe domki i trzymające się ich kurczowo balkony są zarazem piękne i straszne. Niektóre z bardzo teraz zaniedbanych zabytkowych domów, porosłe mchem, otulone bluszczem, straszą brakiem lokatorów, coraz bardziej chyląc się ku (dosłownemu i metaforycznemu) upadkowi. Beyoğlu przechodzi więc przyspieszoną transformację. Wypasione rezydencje last-minute z czynszami do sufitu nie czekają pewnie długo na chętnych. Nawet jeśli pod ich fasadą nadal kryje się… architektoniczne straszydło.

O ile faktycznej renowacji historycznych budynków (nierzadko zaniedbanych ruder) można tylko przyklasnąć, o tyle niektóre z pomysłów władz miasta (architektów? urbanistów?) przyprawiają stambulczyków o palpitacje serca. Podobno o gustach się nie dyskutuje, trudno jednak nie zadumać się nad takim oto kwiatkiem, na siłę udoskonaloną perełką architektury… wątpliwej w tej chwili urody:

zdjęcie ze STRONY

Centrum handlowe Demirören na wielu fotografiach prezentuje się zacnie. Bywalcy Alei İstiklal mogą jednak na własne oczy przekonać się, w jaki sposób kontrowersyjna rozbudowa starego budynku przyczyniła się do jego wątpliwego upiększenia. Cóż, rachunek ekonomiczny wydaje się dziecinnie prosty: więcej pięter i większa przestrzeń to więcej sklepów, a co za tym idzie – więcej wpływów. Demirören „wychodzi” więc z równego rzędu sąsiadujących budynków, „wypełza” swoim bezowatym jestestwem. Śnieżna biel i złotopodobne dekoracje biją po oczach oślepionych kiczem przechodniów. Pociesza jedynie fakt, że twórcom centrum utarły trochę nosa tłumy turystów i zakupoholików, które z ciuchowych atrakcji upodobały sobie raczej… pobliski kilkupiętrowy outlet Mango.