środa, 29 lutego 2012

Wyspa


Kınalıada, jedna ze stambulskich Wysp Książęcych.
Wakacyjni amatorzy opalenizny i morskich kąpieli zadowalają się łatwo dostępną plażą tuż obok przystani promów.

Jakie tajemnice skrywa Kınalıada "po drugiej stronie wzgórza", do zobaczenia na zdjęciach poniżej.
Oto, gdzie dotrzeć potrafią ciekawscy polscy turyści...

Placyk zabaw... dla wyspowych duchów?
I na przełaj...

...i przez chaszcze...
...nieustraszeni, mimo złowrogiego ujadania skrywających się za krzaczorami bestii...

...docierają w końcu do raju...
...gdzie lazur wody i błękit nieba...

...piwo Efes orzeźwiające jak w reklamie...

...a leżaczki, choć niewygodne, to za to oldskulowe (i po 5 lira)

Wersja lux po "właściwej" stronie wyspy - dla wygodnickich

ps. post jest wynikiem tęsknoty za latem, słońcem oraz stambulskim lenistwem. już tylko trzy miesiące... byle do wiosny!

środa, 22 lutego 2012

It's a pink world


Słoneczne wtorkowe popołudnie. Siedzimy z przyjaciółką na wprost wieży Galata, na zewnątrz przemiłego (i przedrogiego) pubu, popijając zimny Efes (odpoczynek, na jaki zasłużyłyśmy sobie naszą ciężką, wytrwałą pracą). Rozmawiamy, obserwujemy i komentujemy (na granicy obgadywania) przemykających nam przed nosami ludzi; głównie podekscytowanych i/lub zagubionych turystów.

Skończyły się właśnie lekcje, naszym oczom ukazują się zatem tłumy matek (tradycyjnych, z chustami na głowach) i ich pociechy w wieku szkolnym. Co ciekawe (albo i nie – nie znam się na aktualnych trendach tureckiej mody dziecięcej), wszystkie (słownie: WSZYSTKIE) dziewczęta ubrane są we wszelkie możliwe odcienie różu. Od stópki po główki. A troskliwe mamy dzierżą w dłoniach (lub zarzucają na ramiona) sklonowane plecaki ‘Barbie’ należące do ich landrynkowych córek.


Różowy balast

Proszę nie odebrać powyższych słów jako atak na róż. Barwa ta nie należy co prawda do moich ulubionych, nie dyskryminuję jednak żadnych kolorów, a latem i mi zdarza się wakacyjnie z agresywnym różem całkiem nieźle przedobrzyć.
A i byle Barbie w dzieciństwie nie pogardziłam…

Tak to jednak bywa, że niewinny z pozoru róż miewa niebezpieczne konotacje.


Pembe metrobüs

… czyli różowy metrobus*, przeznaczony tylko i wyłącznie dla kobiet (by nie czuły się niewygodnie podróżując w towarzystwie mężczyzn) to nierealistyczny (oby) pomysł Saadet Partisi – notabene, Partii Szczęśliwości.
Partia Szczęśliwości ma więc na uwadze szczęście płci pięknej i pragnie chronić ją przed męskim złem. Maşallah!

(zdjęcie ze STRONY)

Dlatego w stosunku do różu odmian wszelakich byłabym w najbliższej przyszłości podejrzliwa.

A w ramach protestu proponuję metrobus dla chłopców - w obowiązkowym kolorze błękitu nieba...


ps. ale poważnie – Efes za 10 lira? w głowach się poprzewracało… a raczej – turyści poprzewracali:)


*specjalny autobus z wyznaczoną osobną trasą szybkiego ruchu

czwartek, 16 lutego 2012

Stambulski spleen vol.2

 

Śnieg to czy deszcz, ulewna wichura czy puchowa zawierucha – efekt zawsze ten sam.

Wybredny Stambuł krzywi się na oberwanie chmury. Grymasi pod ciężarem białej pierzyny. Wariuje pod wpływem niesprzyjających warunków atmosferycznych. A wraz z nim wpadają w panikę miliony jego zdezorientowanych mieszkańców…

Kilkucentymetrowa warstewka śniegu komentowana jest na wszystkich kanałach telewizyjnych i radiowych, w każdej niemal gazecie codziennej. „Kar geliyooor!” (nadchooodzi śnieg!) – niewinne to stwierdzenie kryje w sobie zwiastun nie lada kataklizmu. I choć zwykle więcej jest medialnego szumu niż śniegu, rok 2012 zdążył już utrzeć Stambulczykom nosy. Czerwone i lodowate od przymrozków.

Przerwy w dostawie elektryczności, problemy z ogrzewaniem mieszkań (dotyczące zresztą nielicznych SZCZĘŚLIWCÓW, jak choćby tych mieszkających na dostarczającym nieustannie wrażeń Beyoğlu…) – wszystko to wynagradza przymusowy urlop. Dostępny jednak tylko wybrańcom, do których zaliczają się pracownicy placówek oświatowych (pod warunkiem, że otrzymują stałą pensję, a nie wynagrodzenie oparte na przeprawowych roboczogodzinach…).

Dzieci za to „roześmiane stawiają bałwana”, biegną İstiklalem z rozdziawionymi buziami, połykają płatki śniegu – nawet zapalenie gardła nie przyćmi radości z takich przymusowych wakacji…

Wybór tematu niezupełnie przypadkowy – na jutro zapowiadane są opady śniegu. Kilku tureckich znajomych już zdążyło ostrzec mnie przed nadchodzącą katastrofą („Nie wychodź z domu jeśli NIE MUSISZ”), a ja (zupełnie dobrowolnie) wybieram się rano… na azjatycką stronę miasta.

Powiało grooooząąą…?!?




wtorek, 14 lutego 2012

I ♥ Istanbul



Zakochać się w Stambule oznacza zadurzyć się na oślep, bez opamiętania.
Bez racjonalnych przemyśleń, wahań, kalkulacji. Bez instynktu samozachowawczego.
Na zabój.

Miłość do Stambułu jest z definicji bezinteresowna.
Od Miasta Miast nikt nie oczekuje przecież wzajemności.
Stambuł można tylko beznadziejnie wielbić i kochać. Podziwiać i szanować.

Mimo złośliwości, szykan, niewdzięczności. Zmiennych nastrojów i zmiennej pogody.

Zakochać się w Stambule oznacza daleko idące kompromisy.
Jednostronną wierność i lojalność. Gotowość na ciągłe zmiany, niepewność, niestałość.

Jeśli spadek sił witalnych, to dół głęboki jak dno Bosforu.
Jeśli euforia – skok energii aż po wieżę Galata.
Stambulskie uzależnienie nie pozwala wytchnąć poza granicami miasta, zapomnieć, zostawić w świętym tureckim spokoju.

Kapryśny Stambuł nie potrafi okazywać uczuć.
Wydaje się, że zwodzi z premedytacją. Kusi i odrzuca. Uwodzi, odpycha. Daje nadzieję, by potem z sadystyczną satysfakcją ją odebrać.

A jego szyderczy śmiech niesie się echem po Bosforze…