piątek, 31 grudnia 2010

Londyn z Turkiem w tle

Moda, Morze Marmara



Once an Istanbullu, always an Istanbullu
– pisze dość patetycznie w swojej książce Istanbullu Buket Uzuner.

Skąd bierze się unikalność Stambułu? Czy to kwestia dobrego marketingu? Czy faktycznie mamy do czynienia z miastem miast, królową metropolii (Stambuł zdaniem Uzuner jest bowiem… kobietą)?

Egzaltowanym i melodramatycznym monologiem miasta Stambuł zaczyna się ta pełna emocji, wręcz rozhisteryzowana momentami książka. Poddałam się po przebrnięciu przez połowę. Zmęczyły mnie niekończące się wątpliwości irytujących do bólu bohaterów, którzy z sadomasochistycznym upodobaniem babrają się we własnych, trudnych zresztą dla nich samych do zdefiniowania, emocjach.


Stambulska klątwa

Ten wyświechtany banał (ileż to razy słyszeliśmy od tureckich znajomych, że Stambuł „zostaje w sercu na zawsze”, że „to niepowtarzalne miasto”, że „nigdzie indziej nie będziemy czuć tego europejsko-azjatyckiego schizofrenicznego rozdwojenia”) sprawdza się w moim przypadku.
Jeszcze przed wyjazdem wiedziałam, że Stambułu łatwo zastąpić się nie da. Nie chodzi tylko o zapierające dech widoki (niepodważalne piękno Bosforu i morza Marmara i tak nie zadowoli w pełni narzekających na nierówne chodniki oraz nie tak sterylne jak szwajcarskie ulice).
O co więc chodzi?
Może ślady przeszłości, duch imperium osmańskiego, zarażają niemożliwym do wyleczenia wirusem?
A może uroczy stambulski chaos przyciąga niespokojne dusze (nie poukładanych leni), które lubią trwać w stanie przyjemnego zawieszenia?


Wyjaśnień racjonalnych brak

Wiele osób zadaje to samo, cisnące się na usta pytanie – dlaczego akurat Turcja? Dlaczego Stambuł? Jest to pewnie w dużym stopniu kwestia przypadku. Z jakiegoś powodu czułam jednak, że Stambuł to właśnie miasto, w którym muszę zamieszkać. Zadziwiająco gładko weszłam w tureckie życie, które sobie wymyśliłam. Poczułam po prostu, że jestem we właściwym miejscu.
Znajoma skomentowała kiedyś moje upodobania krótkim stwierdzeniem: Agata, ty się prostu lubisz użerać.

Nie mogę przypomnieć sobie momentu pierwszego kulturowego szoku, pierwszej rzeczy, z którą faktycznie musiałam się użerać. Powinien to być uliczny chaos, bałagan, hałas. Było wprost przeciwnie – tureckie ulice spodobały mi się właśnie ze względu na swoją energię, dźwięki, nieład. Jednym słowem bajzel. Podejście do tej kwestii ewaluowało oczywiście z czasem…

Może kierowcy? Nienawidzę jazdy samochodem, nawet z dobrym kierowcą, a w Turcji… A w Turcji o empatycznego, zrównoważonego psychicznie kierowcę nie tak znowu łatwo… Szczególnie wśród taksówkarzy, kierowców autobusów, a już na pewno kierowców dolmuszy.

Chyba dość szybko zaczęło mnie irytować postrzeganie i traktowanie przez niektórych kobiet. Mam głównie na uwadze mój pobyt w konserwatywnym Kayseri, gdzie opiekowano się mną zdecydowanie przesadnie. Mimo tego, że zwykle doceniałam starania organizatorów projektu, miałam często ochotę wybić im zęby, trzasnąć drzwiami i uciec do Ankary (najbliższe „zdegenerowane” miasto, z pubami i koncertami).

...

Turcja „prześladuje” mnie w Londynie na każdym kroku.
Pierwszego miesiąca znajomi zapraszają do tureckich knajp, twierdząc, że to nie z grzeczności, a z czystego egoizmu (tureckie żarcie jest przecież najlepsze!). Zresztą, na każdym rogu kebab za trzy funty, grzechem byłoby się nie skusić.

Listopad – turecki festiwal filmowy, podczas którego można zobaczyć Miód, Za głosem stada, Kosmos…

Szukanie pracy. Ku wielkiemu zaskoczeniu, Turcja to najwyraźniej mój najmocniejszy punkt w CV, najciekawszy moment rozmowy kwalifikacyjnej, gdy potencjalnemu pracodawcy rozświetlają się oczy, rozpalają policzki. Turcja? No proszę. Stambuł? Fascynujące. Cztery lata? Niesamowite…

Green Lanes, Hackney – gdyby nie wiktoriańskie domki, można by pomyśleć, że znaleźliśmy się nagle na jednej ze stambulskich ulic.


Mutlu Yillar bez oglądania się wstecz

Piszę po jakiejś chorej przerwie, przerażająco długich dwóch miesiącach, i aż wierzyć mi się nie chce, że tak bardzo zaniedbałam tego bloga. To chyba powyjazdowa reakcja obronna
(a może po prostu kolejny dowód na moje nieuleczalne i niczym nieuzasadnione lenistwo oraz konsekwentną niekonsekwencję).

W Nowym Roku życzę zatem konsekwencji i wytrwałości.
Oraz zdrowia, szczęścia, pomyślności – aby życie było miodem (i tureckim kajmakiem) płynące.
A Turcja prześladowała nas zawsze i wszędzie.

niedziela, 21 marca 2010

O tym, jak rzucono na mnie urok



Dziś historia dla twardzieli o stalowych nerwach. Turecka wersja strefy mroku.
Oto, co przytrafia się niedowiarkom.
Ignorantom, którzy z zadartym nosem głoszą teorię, jakoby Nazar był tylko głupiutkim, ludowym zabobonem.

Trzy tygodnie temu jakiś zawistnik rzucił na mnie urok. W swoim ograniczeniu (wynikającym z racjonalnego pojmowania rzeczywistości) niezdolna byłam jednak pojąć powagi zaistniałej sytuacji. Uwierzyłam lekarzowi (wysłannikowi złej mocy!), który wmówił mi, że to zwykłe przeziębienie. Historia ta okazała się mieć jednak swą mroczną, długą i zakasłaną kontynuację…
A wszystko skończyłoby się dobrze, ba, nie doszłoby wcale do całej tej chorobowej afery, gdybym miała na szyi (w formie wisiorka), w uszach (w postaci kolczyków), na nadgarstku (jako bransoletkę) lub na palcu (w formie pierścionka)… Nazar Boncuğu (Oko Proroka). Lek na całe zło. Amulet, w moc którego wierzy chórem cała Turcja.
Jako że ignoruję zwykle mądrości ludowe, złe spojrzenie przewierciło mnie na wskroś. W tym tygodniu śpieszę więc zakupić talizman i zawiesić go z pieczołowitością na szyi… A także, na wszelki wypadek, na drzwiach wejściowych mieszkania. Strzeżonego, i tak dalej, tfu, tfu, a kysz czarny kocie, odpukać…



Raz, dwa, trzy, baba jaga patrzy…

Nazar oznacza złe spojrzenie, rzucone przez zawistników, zazdrośników, złośliwców. Tych, którzy chcieliby, aby podwinęła nam się noga, abyśmy poślizgnęli się na skórce od banana, wpadli do rowu, potknęli na nierównym stambulskim chodniku.
Nazar Boncuğu, znany nam jako Oko Proroka, to ochrona przed wspomnianym złym spojrzeniem.
Jak wygląda Oko? Przede wszystkim – jest niebieskie. Niebieściutkie. Lazurowe jak Lazurowe Wybrzeże. To zasada numer jeden. I wspomnieć należy, że nie ma od niej odstępstw. Wszystkie inne kolory tęczówek są bezwzględnie dyskryminowane. Zielony nie wchodzi w grę. Brązowy – odpada. Czarny – nie ma mowy. Skąd ta zasadniczość?
Koncepcja Oka wywodzi się z mieszanki islamu i tradycji pogańskiej. Oko ma symbolizować spojrzenie proroka Mahometa, które chroni przed złym urokiem. Istnieje również ciekawa (niesprawdzona przeze mnie) teoria, zgodnie z którą Oko to spojrzenie cudzoziemca, obcego, czyli złego. Tego, który najeżdża kraj, z którym toczy się wojny. A yabancı, wiadomo: blondyn, Europejczyk, oczy ma często anielsko błękitne…
Oko przybierać może natomiast najróżniejsze formy – tu obowiązuje już pełna dowolność. Od wszelkiego rodzaju biżuterii po naklejki, breloczki, nadruki na koszulkach, skarpetkach i innych akcesoriach. Wymieniać można bez końca, wszelkie chwyty i fantazje dozwolone.



Jak uchronić się przed złym spojrzeniem, czyli kilka porad praktycznych

1. Po pierwsze, nigdy, przenigdy nie neguj ani nie umniejszaj mocy złego spojrzenia!
2. Po drugie, miej przy sobie zawsze Nazar Boncuğu. Najlepiej, jeśli będzie on na widoku (zadziała wtedy z większą mocą). Ukryty w kieszeni breloczek powinien jednak wystarczyć na małe i średnie uroki. Na uroki silne lub perfidnie zaplanowane: patrz punkt trzeci.
3. Po trzecie, zachowaj czujność! Wróg nie śpi. Jeśli intuicja podpowiada ci, że:
- ktoś w chwili obecnej wyjątkowo mocno pragnie twojego nieszczęścia,
- ludzie generalnie zazdroszczą ci i źle życzą,
- osiągnąłeś niedawno wyjątkowy sukces, który może doprowadzić innych do wrzenia,
- jesteś ostatnio wyjątkowo szczęśliwy, czym wiercisz nieszczęśnikom dziury w brzuchach,
noś Nazar Boncuğu w liczbie mnogiej (ilość sztuk: minimum dwie), koniecznie na widoku! W chwili wzmożonego zagrożenia dotknij talizmanu i uwierz w jego siłę!

Niech moc Oka będzie z Tobą!



ps. zaniepokojonych podejrzeniem, jakobym wpadła w sidła bliżej niezidentyfikowanej tureckiej sekty, pragnę donieść, że przechodzę obecnie kurację antybiotykową, która może mieć wpływ na to, jak myślę i co piszę (i pewnie ma, jako że antybiotyki to największe zło tego świata, wynik międzynarodowego spisku lekarzy i farmaceutów oraz przeciwników czosnku i świeżego soku z pomarańczy, jak również innych cytrusów). Za kilka dni wszystko powinno wrócić do normy.

niedziela, 17 stycznia 2010

Istanbul 2010, European Capital of Culture

Stało się...

Od wczoraj piękny nasz Stambuł jest już oficjalnie Europejską Stolicą Kultury


Poniżej prezentuję z dumą MIASTO w dziesięciu odsłonach... i zachęcam do odwiedzenia go jeszcze w tym roku !


Sielskie widoki tylko dla studentów Uniwersytetu Bosforskiego... (Boğaziçi Üniversitesi). Europa



Łódki na Caddebostan. Azja



Cihangir. Mieszkać TU to być KIMŚ. Europa



Dworzec Haydarpaşa na tle zachodu słońca. Azja



Bazar jakich mało, dóbr konsumpcyjnych dużo. Kadıköy, Salı Pazarı. Azja



Burgazada, wyspa druga



Kuzguncuk i moje ulubione domy. Azja



Uliczka Nevizade. Europa



Pod pierwszym mostem. Pomiędzy



A taki oto zegar nieopodal przystani Üsküdar stoi. I tyka. Azja

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Książka o Turcji



Z cyklu "krótkie, acz treściwe ogłoszenia parafialne"

Niniejszym oświadczam, że ja, Agata (ze Stambułu) oraz Skylar (z Alanyi, autorka bloga TUR-TUR), wydajemy w tym roku książkę o tematyce jak w tytule powyżej.

Turcja, Turcy, Turczynki i wszystko, co tureckie!
Dla spragnionych informacji i żądnych wiedzy turystów oraz pasjonatów Turcji...

Nie będzie to przewodnik, nie będzie to powieść.
Nie będzie aż tyle ironii, co na blogu.
Mamy nadzieję, że sprawimy miłą niespodziankę wszystkim zakochanym w Turcji.

Tak rzekłam, a teraz zabieram się do pisania…