czwartek, 31 grudnia 2015

W którą stronę popłynie wrzucony do Bosforu patyk?

Zanim tu przyjechałam, Stambuł kojarzył mi się z beztroskim spacerem po dzielnicy Sultanahmet, sprintem po pałacu Dolmabahçe. Z wariatami za kierownicą, którzy w deszczowy dzień potrafią z rozpędem wjechać w kałuże i z całej siły ochlapać pieszego, nic sobie zupełnie z tego nie robiąc. Z  nieopisanym poczuciem ekscytacji w momencie, kiedy usłyszeć można nawołującego do modlitwy muezzina.
W którą stronę popłynie patyk wrzucony do cieśniny Bosfor? – spytał na klasówce z geografii irytujący nauczyciel.
Stambuł. Pierwsze skojarzenia, pierwsze wrażenia.

Przyjeżdżasz tu i piejesz z zachwytu. Wzdychasz do zachodzącego nad Bosforem słońca. Pływasz promem w tą i z powrotem, ciesząc się jak dziecko (ojej, jestem w Europie! ojej, to już Azja!). Pochłaniasz w ekspresowym tempie małże z ryżem, o których opowiadali kiedyś rodzice. Szukasz na straganie słynnych marmurkowych jeansów.
Niby takie duże miasto, prężna gospodarka i pracujący na najwyższych obrotach plac budowy, a ty kręcisz się po utartych turystycznych szlaczkach i chłoniesz oklepany Orient: mistycyzm, dywany, lampy z tykwy. I te meczety. Mewy latają lirycznie nad głową. Bywa, że są to, niestety, jakże mniej liryczne gołębie.

Z czasem Stambuł przestaje kojarzyć się z wąsatym mężczyzną we wzorzystym swetrze, a zaczyna z mężczyzną brodatym. Takim bardziej w typie drwala niż pociesznego wujka.
Nie ulega wątpliwości, że na zawsze kojarzyć się będzie z jednym, a właściwie: tym jedynym. Atatürkiem.

*
Jeżeli zostaję w domu to piję wino albo sprzątam, albo sprzątam pijąc wino.
Cokolwiek bym nie robiła kieliszek wina w ręku zawsze mam.
Sobotni stambulski wieczór spędzam sprzątając restaurację, potem w domu przed komputerem plus jakaś książka. I na szklaneczkę czerwonego wina czas też się znajdzie.
W sobotni wieczór Polak-stambulczyk nie widzi się bez lampki wina.
Oby czerwone. Oby lampka, a nie butelka. I oby na zdrowie.

*
Na niedzielne popołudnie… dwie skrajne strategie.
Chowam się w domu przed natłokiem niedzielnych zakupowiczo-spacerowiczów.
Spaceruję po jakiekolwiek dzielnicy Stambułu, byle nie mojej własnej, bo zawsze od razu czuję się jakbym była na urlopie, w dodatku za granicą.
Większość w tłoczno-niedzielnych okolicznościach przyrody barykaduje się w czterech ścianach lub wyjeżdża poza miasto – w miarę możliwości tam, gdzie nie dociera turystyczna noga. Jeśli są jeszcze takie miejsca… Może las Belgradzki? O Wyspach Książęcych nie ma mowy. Tam czeka najazd turystów z Arabii Saudyjskiej. Też można poczuć się jak na wakacjach. Za granicą.

*
Rozstanie:
Kiedy widzę się tu za dziesięć lat… obawiam się, że mogę być znowu turystką, odwiedzającą Stambuł tylko na chwilę, gdzieś z doskoku. Pewnie będę wtedy zaabsorbowana robieniem jakichś szalonych zakupów (typu przyjazd na zakupy ciężarówką, do której będę pakować kafelki, tonę baklawy, jakieś gadżety ze sklepu Paşabahçe i zapas butelek z figową wodą kolońską), mając nadzieję na to, że będę mogła w taki sposób nasycić się miastem na zapas.
… i stabilizacja:
Marzy mi się, że w końcu uda nam się nazbierać na maleńki domek z ogródkiem na Burgazada, w którym będzie zawsze pachniało świeżo pieczonym chlebem i ciastkami. A my wieczorami będziemy siedzieć na werandzie z widokiem na Stambuł i popijać wino.

*
Nawet po wieloletniej wprawie w stambulskich bojach trudno znieść trzepanie dywanów z okien (chociaż prosi się sąsiadów, by tego nie robili). Wyrzucania śmieci gdzie popadnie. Domów bez ładu i składu, mieszkań-muzeów.
Tego, że nie można w spokoju dokończyć piwa, bo już chcą zabrać (ci źli kelnerzy).
Deseru tavuk göğsü  (mlecznego puddingu z piersią kurczaka).
Kłamania z rozpędu.
Niepowtarzanej tureckiej ciekawości: intymnych pytań, nawet na rozmowie o pracę. I tym podobnych kwiatków od przypadkowych osób.
Nigdy nie przyzwyczaję się do… dziwna sprawa, ale przyzwyczaiłam się już chyba do wszystkiego, nawet do tej niepewności i wariactwa na co dzień. Teraz mam raczej obawy związane z tym, jak to będzie, kiedy zdecyduję się wyjechać ze Stambułu, w jaki sposób będę mogła się przestawić na inne miasto, w którym na pewno będzie większy ład i porządek. Chyba, że moim kolejnym przystankiem będzie miejsce typu Bombaj albo Szanghaj...

*
Wyjadę stąd, jeśli…
Przestanę czuć przyjemność z przepływania Bosforu (uśmieszek).
Znajdę porównywalny chaos gdzieś indziej (uśmieszek).
Wybuchnie wojna lub będzie trzęsienie ziemi, które przeżyję (uśmieszek).

Marzenie o Stambule po latach zostało zrealizowane, więc może czas pomyśleć nad zmianą, by móc skupić się na planach na przyszłość bez tych dodatkowych stambulskich doznań…

*
Mam nadzieję, że nigdy nie wyjadę, bo tęskniłabym za wszystkim. Nawet za tym, co na co dzień mnie irytuje.
Prawie wszystkim brakowałoby Bosforu.
Właściwie to wszystkim.

To w którą stronę popłynie ten patyk?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poprosiłam 20 stambulczyków o dokończenie zdań:
1.         Zanim tu przejechałem/łam, Stambuł kojarzył mi się z…
2.         A teraz raczej z…
3.         Sobotni stambulski wieczór spędzam…
4.         A w samotne niedzielne popołudnie najchętniej…
5.         Kiedy widzę się tu za dziesięć lat…
6.         Nigdy nie przyzwyczaję się do…
7.         Wyjadę stąd, jeśli…
8.         A jeśli wyjadę, brakować mi będzie…
Post powstał na podstawie ich ciekawych i inspirujących odpowiedzi.

piątek, 11 grudnia 2015

Konstantynopolitańczykowianeczka



Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inna ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat
(…)
Stanisław Barańczak


Ja i On rozstaniemy się w przyszłym roku. Na jakiś czas, może na stałe. Na początek zrobimy sobie tak zwaną przerwę. Pożyjemy w separacji, zobaczymy. Nie chcę zrywać z nim na zawsze – próbowałam, nie wyszło. Czasem drastyczne rozwiązania są konieczne, czasem wprost przeciwnie – zaczyna się zabawa z bumerangiem: im mocniej rzucisz, tym szybciej do ciebie wraca. Dlatego może najpierw separacja zamiast rozwodu.

Zanim tu przejechałam, kojarzył mi się z turystycznymi klasykami, meczetami, cieśniną Bosfor i jedynym miastem położonym na dwóch kontynentach. Teraz raczej z tłumami, zaakceptowanym chaosem, choć nadal przede wszystkim z wodą. Do skojarzeń dołączyły promy i latające wokół mewy. Oraz koty.
(znów klisze, co zrobić)  

Sobotni stambulski wieczór spędzam w domu, bo mój tygodniowy plan zajęć wywrócony jest do góry nogami. W weekendy pracuję najwięcej, wolne mam piątki i większość poranków w tygodniu. Nie narzekam – najbardziej na świecie nienawidzę wstawania z budzikiem. Drugą rzeczą na liście znienawidzonych byłaby pewnie gorączka sobotniej nocy na Taksimie, kiedy zjeżdża się tu pół miasta. Ponieważ mieszkam i pracuję w samym centrum tego wariatkowa, na spotkania ze znajomymi najchętniej wybieram poniedziałki lub wtorki (chyba że piątki, kiedy odbywa się większość wernisaży: zjeżdża się ukochana Polonia z azjatyckiej części miasta, jest okazja do nadrobienia plotek przy lampce/lampkach darmowego wina. no i oczywiście… sztuka jest). Sobotni wieczór to książka, muzyka, laptop i kawa (po niej lepiej mi się śpi).

Samotnych niedzielnych popołudni nie mam, zwykle umawiam się po pracy na późny lunch/wczesną kolację ze znajomą, która ma do opowiedzenia tyle historii, że kiedyś po prostu bezczelnie je spiszę. Potem wydam jako zbiór opowiadań własnego autorstwa, licząc, że nie znająca polskiego koleżanka się nie zorientuje. Świetny plan.

Kiedy widzę się tu za dziesięć lat… Nie widzę się tu za dziesięć lat. Ale nie widziałam się tu dziesięć lat temu, a jestem tu już rok dziewiąty (ósmy, jeśli liczyć przerwę)…
Nigdy nie przyzwyczaję się do braku dyscypliny, marnotrawstwa czasu i snucia „planów” w które sami „planujący” nie wierzą.

Wyjadę stąd, jeśli… Stambuł da mi bardzo wyraźnie do zrozumienia, że mamy siebie dość.
A jeśli wyjadę, brakować mi będzie… miejsca, w którym od początku czułam się jak w domu.



Dzisiejszy smętny wpis jest zapowiedzią melancholijnego projektu Stambulczycy, w ramach którego poprosiłam mieszkających tu Polaków o dokończenie (anonimowo, więc pewnie szczerze) powyższych zdań. O stambulczykach i tych, którzy stąd uciekli… już wkrótce.