wtorek, 10 listopada 2015

Plaza i plazma

Stambuł to nie same malownicze Bosfory i meczety – turyści woleliby uniknąć tej jakże mało egzotycznej prawdy. Trudno się dziwić, weekend na Sultanahmet może nieźle namieszać w odurzonej orientem głowie. Azjatycka część miasta jeszcze bardziej kojarzy się wtedy z kilimami, przyprawami i lampami z tykwy. Zwykle i tak nie da się wepchnąć anatolijskiej wycieczki w napięty turystyczny grafik. Wyobraźnia pochylonego nad jabłkową herbatą i jabłkową nargilą podróżnika pracuje na najwyższych obrotach.
A wystarczy krótka podróż – od krainy plastiku i szklanych domów dzieli tylko kilka stacji metra. Pobudka z orientalnego snu w wypełnioną biurowcami rzeczywistość. Szeroki uśmiech radosnych korporacji i równie radosnego konsumpcjonizmu.


Plaza
Ósma piętnaście. O tej porze nie powinno się wsiadać do stambulskiego metra. A tym bardziej z niego wysiadać.
Kolejka (cóż za miła niespodzianka!) do schodów ruchomych wije się jak czarny wąż na wysokich obcasach. Nikt tu nikogo nie wyprzedza, choć każdy daje z siebie wszystko. Falują zwarte szeregi ciemnych płaszczy – w pełnej symbiozie, wyuczonym tempem, szybkim marszem. Równość i braterstwo: podobne deadliny, te same spóźnienia. Zarwana noc i brak śniadania, bezpłatne nadgodziny i wieczorne korki.
Papierowe kubki z papierową kawą. Duża winda, duże ambicje. Ważne rozmowy, poważne westchnienia. Niezdrowy dreszczyk korporacyjnej ekscytacji. Piętro trzecie: miłego dnia. Piętro ósme: miłej pracy. Piętro dwunaste: widzimy się w porze lunchu. Piętro dwudzieste: do zobaczenia na papierosie.
A widok na Mordor z tego dwudziestego: bezcenny.


Plazma
Panoramicznych widoków nie ma może w stambulskich centrach handlowych, są za to panoramiczne plazmy. I drogie torebki. Wyprzedaż laptopów, butów, złudzeń.
Największe w latach 2005-2011 centrum handlowe w Europie szczyciło się swego czasu niepokojącym sloganem: Cevahir is Istanbul, Istanbul is Cevahir (Cevahir to Stambuł, Stambuł to Cevahir). Słowa copy writera nie okazały się jeszcze samospełniającym proroctwem, choć shopping mallów przybywa.

Na tle stambulskiej architektury handlowej (?) pozytywnie wyróżnia się Kanyon. Wszechobecny ziąb – sadystyczny architekt wymyślił, że korytarze centrum będą znajdować się na zewnątrz budynku. Warto zaryzykować przeziębienie, bo jest na czym zawiesić oko. Ładni powinni być bywalcy, co podkreśla dobitnie slogan: Genç, Güzel, Herkes, Herşey…Kanyon’da (Młodzi, Piękni, Wszyscy, Wszystko… w Kanyonie). W podtekście: brzydalom i staruchom wstęp surowo wzbroniony. Raz w miesiącu można posłuchać jazzu, więc jest i moda, i kultura. Niedzielny brunch i zakupy nabierają pewnego wyrafinowania.
W tygodniu mężczyźni w krawatach i kobiety na wysokich obcasach – wprost proporcjonalnych do osiąganych sukcesów. Mniej zamożnym mimo wszystko wstęp wolny – nie trzeba wydać fortuny, by pozwolić sobie na obiadowy lans. Na kawę w Tchibo wystarczą dwie liry.

Zamożne panie domu ze złotą kartą członkowską sportowego klubu MAC, gdzie nawet na siłowni pachnie świeżością o poranku. Do sekretnych zadań obsługi należy rozpylanie dobrej jakości odświeżacza powietrza z subtelną waniliową nutą, której nie zabije nawet basenowy chlor. Ostentacyjnie ciskane po kątach ręczniki – elita nie będzie przecież fatygować się wrzuceniem ich do specjalnego kosza – znikają w mgnieniu oka ze sterylnej nawierzchni podłóg. Tak czystych, że pewnie można z nich jeść. Makijaż i zabiegi pielęgnacyjne włosów po wizycie na siłowni zajmują więcej czasu niż dojazd do klubu i obowiązkowa godzina odhaczonego w kalendarzu sportu. Suszenie, prostowanie, podkręcanie, a na deser… kreacja niemal sylwestrowa. Nieodzowne, drogie, eleganckie obuwie z klasą. Bo nawet po wysiłku na siłowni trzeba pozostać damą.

1 komentarz:

toja2123 pisze...

Swietny artykul, ta druga twarz Turcji jest kompletnie ignorowana przez wiekszosc turystow a przeciez to taki sam kraj jak kazdy inny!