poniedziałek, 12 stycznia 2015

Meteorologiczna telenowela


Przedwiośnie. Tak nazwalibyśmy to w Polsce, kraju wielometrowych zasp i niedźwiedzi polarnych. Rzekomej Syberii Unii Europejskiej. (But…but you are from Poland. Why are you cold?)
Tu nazywają to zimą.

Zimowe przedwiośnie w połowie stycznia to nic szokującego w mieście niesprawdzających się prognoz pogody.
Wiadomo, Bosfor. I dwa morza. Zawsze coś gdzieś zawieje, przywieje i przewieje. Zaraz i tak wychodzi słońce. Może nie w ciągu doby, bo takie meteorologiczne wariactwa to podobno tylko w Kanadzie. Ale w przeciągu paru dni na pewno.
Też wesoło.

W ciągu tygodnia mieliśmy więc ponurą jesień, prawdziwą zimę i jej magiczną transformację w niedzielną wiosnę.
Gdzieniegdzie wysiadła co prawda elektryczność, tu i ówdzie ktoś poślizgnął się na oblodzonym chodniku i złamał którąś z kończyn. Na ulepienie porządnego bałwana trzeba by było jednak ściągać śnieg z całego Stambułu.

Armagedon dobiegł szybkiego końca; znów można cieszyć się klaustrofobicznymi spacerami w towarzystwie prawie 20 milionów tubylców i turystów.

Wirusy zacierają swoje małe wredne łapska...





Brak komentarzy: