poniedziałek, 3 lutego 2014

Ćmy Barowe (vol.3): Taksim


Być na Taksimie i nie pójść do baru to tak jakby odwiedzić Stambuł i nie wybrać się na Taksim.
Albo iść do baru i nie napić piwa.
Summa summarum: wstyd i hańba. A przede wszystkim obraza Stambułu, krainy rakı i piwem Efes płynącej.

Jak za zboże
Statystyki barowe są dla Taksimu wyjątkowo łaskawe. Ilość przybytków serwujących alkohol wszelaki przyprawi o zawrót głowy nawet najmniej stroniących od wysokoprocentowych trunków. Dlatego… skupmy się lepiej na jakości.
Ceny drogiego jak zboże alkoholu skoczyły do sufitu wraz z nowym rokiem. Nawet w tanim, choć przyzwoitym barze Rock and Rolla za małe piwo zapłacimy teraz pięć lir. Cóż począć, skoro sklepowe pół litra marki Efes to koszt podobny. Nie ma co się oszukiwać, mydlić sobie oczu, powtarzać, że kısmet (tur.: przeznaczenie) i Wola Najwyższego. Nastał czas abstynencji, sklepowych promocji oraz… domowej produkcji (dla zdolnych i wtajemniczonych).
Jeśli mamy szczęście (w nieszczęściu) zaliczać się do turystów, ucieszy nas smutny los tureckiej liry, która w stosunku do polskiego złotego ma się coraz gorzej. Przelicznik 1,3 napawa optymizmem. Nawet w najdroższym stambulskim barze.
A jest takich sporo. Szczególnie na Taksimie, mekki naganiaczy i turystów.

Na bogato
Mało zaskakująca refleksja: najciekawsze bary chcą wyssać z kieszeni uzależnionych bywalców jak najwięcej gotówki.
Jest więc Balkon z uroczym widokiem na Bosfor oraz miłą, niezobowiązującą atmosferą nadmorskiej knajpy. Piąte piętro, a wydawałoby się, że usłyszymy zaraz szum oceanu… Zamiast tego umila nam wieczór muzyczny chill out z głośników i skrzeczące w oddali mewy. Wakacje w centrum piętnastomilionowego miasta. I Bosfor zamiast oceanu. Nie wypada narzekać.
Nieco bardziej „miejski” (jak nazwa zobowiązuje) bar Urban sąsiaduje z wielką, piękną ścianą uroczych artystycznych bazgrołów. Nad wąską uliczką, rozświetloną wielokolorowymi lampionami, zwisają swobodnie pędy winorośli. Na chodniku i przy ścianie, na krzesłach, pufach, poduszkach lub zimnym betonie, relaksują się zmęczeni stambulskim pędem młodzi, modni Turcy i wszechobecni w tych okolicach yabancı (obcokrajowcy).
Małe piwo, bagatela – dwanaście lir (cena anno domino 2013; podwyżka możliwa i – prawdopodobnie – nieunikniona).


Biednie, ale godnie
Zamiast małego piwa w perfidnie drogim barze można śmiało udać się do pobliskiego parku, nabywszy uprzednio trzy duże butelki tego samego trunku w zbliżonej cenie. W sobotni, letni wieczór, cihangirskie schody pełne są wylansowanych i przypadkowych bywalców, którzy podziwiają jeden z najpiękniejszym widoków zwariowanego miasta kontrastów i drogiego alkoholu. Zdecydowanie warto.

Niebezpiecznie
Niezależnie od tego, jak bardzo pragniesz skosztować lokalnych trunków, jak mocno spragnione twe gardło życzy sobie mrożonego Efes’a, jak wiele godzin spędziłeś drepcząc po wydeptanych przez backpackerów szlakach, bez kropli piwa czy wody – nie daj skusić się naganiaczom z nieznanych, szemranych barów, drogi turysto! Niech legendy na temat knajp bez menu, serwujących trunki „bezcenne” (dosłownie i w przenośni) będą dla ciebie przestrogą. Konsumpcja niewinnego piwa może okazać się bezwstydnie droga i brzemienna w skutkach. Przypadki skrajne, przypadki rzadkie… Strzeżonego wiadomo jednak, kto strzeże, dlatego… warto udać się do poleconej przez znajomych meyhane.
Skoro już przepłacać, to za turecką specjalność, rakı, i towarzyszące jej przystawki (meze).

Şerefe (na zdrowie)!



(dwie pierwsze części barowej trylogii: Ćmy Barowe (vol.1): Tytułem alkoholowego wstępu oraz Ćmy Barowe (vol.2): rakı is the answer).

Brak komentarzy: