poniedziałek, 3 września 2012

Sezon ogórkowy dobiega końca




Turecki piknik. Mało piwa, sporo zamieszania.

Gdy uczniowie zapraszają na grillowanie w wyborowym męskim towarzystwie (jedyna uczennica nie zjawia się mimo obietnic – ach, te tureckie dziewczyny!), odmówić byłoby skrajną głupotą.
Wypada leżeć, pachnieć i przyjmować z wdzięcznością serwowane jadło i napitek.

Na kocyku lądują więc kurczakowe udka i skrzydełka, pokrojone w równe plasterki pomidory, ogórki oraz apetycznie zgrillowane papryczki i cebulki. Zanim to jednak nastąpi… minie parę ładnych godzin.

Wszyscy się spóźniają – Turkologom i Turkofilom oczywistych oczywistości nie trzeba wszakże tłumaczyć.
Gdy uczestnicy zaplanowanego biesiadowania na świeżym powietrzu pojawiają się wreszcie na horyzoncie, wyczekiwany bajzel dopiero się zaczyna.

Co pijemy? Co jemy? Gdzie siedzimy?
Kto kupuje? Co kupuje? Gdzie kupuje?
Odmiana przez wszystkie przypadki i osoby.
Mięso zostało w domu. Nóż za tępy. Serwetek nikt nie kupił.
Podział ról i zadań następuje mimo wszystko zaskakująco szybko.

Po stu pięćdziesięciu trzech minutach można w końcu wygodnie usadowić się na kocyku.
Że wieje? Że lato się kończy i wieczory (delikatnie mówiąc) rześkie? Trzeba hartować ciało i ducha!

Że toaleta kilometr dalej? Po jednym małym piwie i tak nikomu nie będzie potrzebna.

Stróże porządku zwracają uwagę na rzekomo niebezpieczną lokalizację grilla („bliżej chodnika! bliżej betonu! z daleka od trawy!). Kilkadziesiąt metrów dalej niemal pożar: jakaś urocza rodzinka urządziła sobie mangal (grilla) w konarach pobliskiego drzewa.

Cudowne niespodzianki, nieuniknione kontrasty, absurdalne absurdy, czyli turecki bajzel w najlepszym wydaniu.

Turecki piknik: mało piwa, sporo zamieszania. I bardzo dużo pozytywnej energii.

3 komentarze:

Kasia na Rozdrożach pisze...

Wysmienicie :)

Anonimowy pisze...

O rany... jak ja Ci zazdroszczę tego tureckiego bałaganu...

Agata Wielgołaska pisze...

ps. juz polowa pazdziernika, a pogoda caly czas piknikowa.. :)