środa, 5 października 2011

Emlakowa mafia


Emlakçı (agenci nieruchomości) zajmują wysoką pozycję w stambulskiej hierarchii zawodów. To swoista kasta społeczna – trzeba chyba urodzić się w emlakowej rodzinie, wżenić w takową, albo być kanką (kanka – kumpel) jednego z agentów, jeśli marzy nam się podobna kariera.

Gdy chcemy ulokować się na Beyoğlu lub Kadıköy, znalezienie mieszkania bezpośrednio od właściciela (sahibinden) graniczy z cudem. Wystarczy przejść się po centrum azjatyckiej części miasta, żeby zobaczyć na własne oczy niesamowity wysyp agencji nieruchomości – niektóre na pierwszy rzut oka szemrane, inne schludne. Zdarzają się też całkiem profesjonalne…
Intrygujące nazwy (Koza Emlak), ciekawe lokalizacje (schodzimy wąskimi schodkami do podejrzanej piwniczki albo wdrapujemy na chwiejący się stryszek), muzeum osobowości i osobliwości (jeden z agentów częstuje szwajcarskimi czekoladkami i chwali znajomościami z klientami z „Europy”; inny przerzuca w ręce tespih, modląc się zapewne o korzystną umowę i solidną prowizję). Do tego obowiązkowy çay i niezobowiązująca pogawędka (szczególnie, gdy czekamy na spotkanie z właścicielem mieszkania, który właśnie „utknął w korku” i spóźnia się ponad godzinę…).

Niektórzy z agentów to istni szaleńcy, którzy próbują wciągnąć nas w swój chory świat urojonych wizji. Nie podoba nam się piękne studio na Cihangirze, na wprost niemieckiego szpitala? To przecież wspaniała lokalizacja! Na uwagi dotyczące metrażu (15 metrów kwadratowych) i stanu mieszkania (zdecydowanie nie tego, którego zdjęcia widzieliśmy w ogłoszeniu) agent wzrusza tylko niewinnie ramionami. A potem z zapałem przekonuje, że 850 lira za taką pieczarę to przecież świetna okazja… „Chyba dla kogoś, kto chce hodować szczury” (mamroczemy pod nosem, uśmiechamy się grzecznie i udajemy do wyjścia przyspieszonym krokiem).

Pamiętajmy jednak, że życie emlaka nie zawsze usłane jest różami... Przekonanie właściciela mieszkania, że wynajmujący je obcokrajowiec nie czmychnie za granicę bez opłacenia czynszu (a tak najwyraźniej knuje każdy cudzoziemiec…), jest czasem syzyfową pracą. Wpływy tureckiej policji nie sięgają przecież granic Unii Europejskiej, değil mi?


(w kolejnym odcinku mieszkaniowej trylogii o tym, jak znaleźć dom, który nie będzie próbował nas zabić...)

6 komentarzy:

ana z maroka pisze...

Wyobrazam sobie ze cena zalezy takze od WYGLADU obcokrajowca, bogaty czy nie? Z skad ony? Inna stawka dla Polaka inna dla Niemca? Czy tak knuja ?
pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

@ana zapewne

podoba mi się zapowiedź kolejnego odcinka :>

Anonimowy pisze...

mnie też - bardzo intrygujące. Czyżby chodziło o trzęsienie ziemi? Ostatnio nie mogę przestać o tym myśleć, zwłaszcza jak patrzę na gęsto zabudowane wzgórza Sisli i Mecidiyekoy:(

Anonimowy pisze...

Great fforumm! Thanx guys!

Agata Wielgołaska pisze...

@ ana: yabanci to yabanci, Niemiec czy Polak, bez taryfy ulgowej;) pewnie knują badziej, kiedy widzą samotną kobietę-yabanci.. potem się tylko dziwią, kiedy ta otwiera usta i zaczyna się targować po turecku;)

Sisli jest PODOBNO bezpieczne, a z tego, co wynika z mapki http://2.bp.blogspot.com/_E2CM0b0kSY4/TSuJZDc0cHI/AAAAAAAAAIQ/jty9HWBw0Bs/s1600/istanbul-deprem-haritasi.gif to 2 strefa, wiec phi;) wzgorze to akurat dobry omen, byle nie dolina;)

Agata pisze...

niesmiertelna pieczara :)